Wieliczkę i Bochnie dzieli zaledwie kilkadziesiąt kilometrów - podobno zresztą za czasów Austro-Węgier przekopano korytarz łączący je w jedną całość - nawet jeśli to turystom go nie udostępniają, nie tylko tego zresztą. Względy bezpieczeństwa, nawet się im nie dziwię - biorąc pod uwagę nagonki medialno sądowe na organizatorów tego typu imprez którzy mieli pecha i coś się uczestnikom stało. Oczywiście tym samym zarówno "dziennikarze" jak i prokuratorzy oraz (czasami) sędziowie traktują tychże uczestników jako półdebili którzy nie wiedza iż wchodząc do kopalni, szybu, kamieniołomu, na pokład tratwy, czy wychodząc w góry coś jednak ryzykują i robią to bo chcą (volenti - wszakże - non fit iniuria), kalkulują ryzyko i godzą się na to.
Ale mniejsza - żyjemy w wielce kaprawych czasach.
My zstąpiliśmy do słonego piekła
- przynajmniej tak to starałem się pokazać, bo w rzeczywistości było bezpiecznie, wygodnie by nie rzec komfortowo...
A ja się urodziłem we Wieliczce, a do kopalni poszedłem dopiero z synem jak miał chyba z 10 lat.
ReplyDeleteczasami szewc bez butów chodzi....
ReplyDeleteIstne inferno:)
ReplyDeleteByłam w Wieliczce jeszcze w szkolnych czasach, potem w studenckich, a teraz mogę sobie pooglądać na obrazkach (dziękuję), bo za nic nie zjadę na dół.
Czemuż?
ReplyDeletebardzo lubię podziemne wyprawy (mnie się kojarzy taka z podziemnym rajem :D) a z kopalni wolę Bochnię. może dlatego, że Wieliczkę zdeptałam x razy a w Bochni byłam tylko raz?
ReplyDeleteTo odwrotnie niż ja, Bochnia na wyrywki, a Wieliczka zawsze gdzieś tak z ubocza.
ReplyDelete