Wednesday, August 9, 2017

Małe słowackie miasteczko z węgierską nazwą gdzie sławi się Austriaków.

Inaczej mówiąc Kieżmark - czyli (słow. Kežmarok, węg. Késmárk, niem. Käsmark / Kesmark). Moim zdaniem Słowacke "Kežmarok" zwłaszcza z akcentem na drugą i przedostatnią głoskę brzmi nader madziarsko, ale nie chcę być niewdzięcznikiem. Także to że sławi się tam Austriaków, jest prawda tylko częściowo - bo owszem ich... ale taż, prócz nich także Słowaków i Węgrów. Ot taka drobna manipulacja w stylu goebbelsowskim znana z wielu mediów czy to drukowanych, czy elektronicznych.

Ale zacznijmy od początku. Miłosz w Gliczarowie górnym na koloni, jedziemy go odwiedzić.
Od samego początku droga układa się z przygodami, jeszcze na krakowskich przez Zbylitowską Góra, ruszamy ze świateł, i w tym momencie na trzeciego wyprzedza nas kolo na ścigaczu. Standard, dawca, nawet się nie przejmuję, zazwyczaj zabijają się sami (co jest słuszne) nie wiele krzywdy wyrządzając postronnym (co jest zbawienne). Ale za moment widzę jak slalomem między samochodami jedzie jakiś motozjeb w Insygnii, i tak i siak manewruje, aż udaje mu się wyrwać z kolumny pojazdu, przy okazji zresztą omal nie powodując kolizji z moim autem, bo zamierzałem zmienić pas i doprawdy nie spodziewałem się takich manewrów - dobrze że zadziałał brak zaufania. Chwilkę później, insygnia uruchamia sygnały świetlne i dopada motocyklistę.
Chwała Wam Dzielni Policjanci!
Tylko że sygnały należało uruchomić PRZED rozpoczęciem slalomowania, a nie potem! W ten sposób naraziliście na niebezpieczeństwo mnie i moich bliskich! Doprawdy mniejsze zagrożenie sprawia jeden wariat na motorze niż dwójka policjantów w samochodzie, która chce dopaść "wykroczeńca"!

Jakoś dotarłem do Nowego Sącza - dość sprawnie i szybko, za to tu zaczęły się jaja kolejne. Otóż zdając sobie sprawę że rondo w Krościenku będzie zapewne zakorkowane na amen i tak jak zeszłego roku przyjdzie stać godzinę, usiłuje zmusić nawigacje by przeprowadziła nas przez Ochotnicę, drogę znam (znaczy wiedziałem że jest), ale lata tamtędy nie jechałem i wolałem skorzystać z nawigacji - to był błąd!!! Cholerna elektroniczna ściema! Wyprowadziła nas gdzieś na Limanową - potem na Mszanę - odstaliśmy 40 minut na światłach w Mszanie - bo jakiś urzędas był zbyt głupi by sprawdzić którędy idzie tranzyt, a którędy ruch lokalny o małym natężeniu i zdaje się dla obu kierunków czas działania świateł był taki sam! Jednak na zmianę ustawień nawigacji było już za późno! Kolejne zatory dopadły nas przed Rabką i potem gigantyczna motokonga przed Nowym Targiem!!!

Do Miłosza dotarłem ugotowany i gotowy zrezygnować z Kiezmarku!
Marzenka jednak była nieustępliwa (Moja Żona jest jak Wielka Brytania - gotowa prowadzić wojnę do ostatniej kropli krwi... swoich sojuszników) i pojechaliśmy.

Zaraz za Zdziarem - ciekawy obrazek rodzajowy - około setki Cyganów, tachających skądś... deski, szczotki, kije, zdaje się nawet muszle klozetowe... no ogólnie wszystko co się dało unieść i niosący to gdzieś. Z kilometr dalej trafiłem na coś co wygląda jak osada cygańska z zakresu tych socjalnych i zdaje się że szli z tym właśnie tam - bo na miejscu było sporo im podobnych, także objuczonych. Ciekawe?! Przesiedlenie czy szaber?

W drodze powrotnej za to na podjeździe pod Zdziar - straż pożarna i pięknie, doszczętnie spalone auto! Nawet nie sposób poznać polskie, słowackie czy innej nacji - Zdaje się że fala upałów zaczęła swoje żniwo. Chwile potem zaś - już w Polsce - samochodzik zaparkowany na przydrożnym słupku i to solidnie zaparkowany z uniesionym przodem - musi przepisowa prędkością nie jechał, bo by go tak nie podniosło.

Ostatnie dwa obrazki Marzenkę ugotowały, ale nawet się trzymała.

Powróciliśmy szczęśliwie, i w miarę szybko i jeszcze czasu starczyło by do Biedronki zaglądnąć i jakieś piwo dla szofera kupić!

No ale teraz wróćmy do Kieżmarku.

 Pomniczek Prof. Alfreda Groscha.

 Miejsce po synagodze - unicestwionej przez Niemców.
(Przypomnijmy że podczas II Wojny Słowacy byli sojusznikami Niemców, co akurat mi nie przeszkadza, tylko to że z tego sojuszy NIC nie wynikło, i nie pomógł im on ocalić własnych obywateli Żydów przed holocaustem - a Węgrom pomógł i podejrzewam iż polakom też by mógł pomóc).
 
 Ciekawa budowla ale o niej później
Teraz raźnym krokiem zmierzamy do centrum - bo Marzenka jest głodna
(z głodną kobietą jest bardziej niebezpiecznie niż z głodną lwicą) i koniecznie musimy znaleźć jakąś restaurację (ja optuję za kebabem lub lepiej burrito... ale niestety... nie ma tam takowych, albo nie umiem ich wytropić, zresztą 3M jest przeciw i wolą co innego).

Zatem Zmierzamy do centrum i spacerujemy sobie po uroczym starym mieście.


Swoją drogą sytuacja nieco zaczyna mnie dziwić - w Polsce znane i popularne są miejscowości słowackie takie jak Bardejów, czy Stara Lubowna a Kieżmark jak by na uboczu. Może nie zapomniany ale omijany. 
 

Tymczasem to bardzo ciekawe miasto, z bogatą historią i mnóstwem typowo spiskiej architektury, gdzie dziś można spokojnie kręcić filmy historyczne bez konieczności jakieś większej ingerencji w 
substancję miasta. 


Coś co lubię chyba najbardziej! takie bramy za którymi otwiera się widok na góry (lub na morze)
W Tarnowie jest takie jedno miejsce, tu też, tylko góry wyższe. 


takie tabliczki są na "co drugim" domu. Widać Słowacy pamiętają swoją historię i potrafią być dumni nawet z tych mniej znanych postaci, lub z postaci obecnych w historii ich miasta tylko przez krótki czas. 

zamek w Kieżmarku. 


Mikołaj oczywiście odmówił wspólnej fotki - dobrze że choć zgodził się zrobić nam zdjęcie.
 
Barokowy kościół w Kieżmarku.



i już wiemy czemu główny deptak nazywa się ulica Hviezdoslavską...

Ty właśnie owa Hviezdoslavska...
A propos - jest tam także IT mają stempelek (rzecz jasna wbity w Stemplariusz - chyba już tak zostanie, o ile nie zwycięży opcja Pieczętariusza), mają sporo fajnych wydawnictw, kartek p[ocztowych i pamiątek warto wpaść.
 


Oj walą mi się te zdjęcia, walą.... wybaczcie, to ze zmęczenia i od bardzo silnego słońca. Mógł bym poprawić, ale to by już nie była dokumentacja mojej wycieczki, tylko jakiś robiony na pokaz medialny show - a chyba nie na tym polega blogowanie?
 
albo to onże Dávid Fröhlich - albo jakiś sługa miejski, taki od zapalania latarń - nie udało mi się rozkminić. 

Ale za to udało mi się znaleźć dla Marzenki restaurację!!! 
ładną stylową, chłodną i na pięterku. 
Fontanna się nazywa - z kuchni słowackiej tam specjałów nie znajdziecie za wiele, ale za to pizza (w cenie polskich odpowiedników) palce lizać - doprawdy wyśmienita!
I ten wystrój!
Żeby było śmieszniej tuż przed nami do lokalu wchodzi troje polaków - dwie dziewczyny i chłopak - przyglądają mi się, zwłaszcza on, ja przyglądam się im ale głupio jakoś tak zagadnąć - tak mi się widzi że to ta trójka cośmy się z nimi, idąc na Przehybę,  z Piotrem i Jackiem kilka razy wyprzedzali a poptem spotkali w schronisku! 
Jeśli tak to mały ten światek włóczykijów.  
Jeśli nie... to i tak sympatyczni ludzie bardzo!   


Tłumaczę moim że to znak dla bywalców - trzy kolejki i tracisz głowę...
nie są pewni czy to prawda, czy ad hoc tak sobie wymyśliłem... a co Wy sądzicie? 

Wreszcie najedzeni - sam też głodny byłem wściekle - ale ja jak jestem w terenie to mam takie uderzenie adrenaliny, ze głodu praktycznie nie odczuwam - możemy uderzać w miasto po raz kolejny. 







Jak widać - nie zawsze i nie wszystko jest tak pieczołowicie odnowione. 

Ależ ja lubię takie zaułki. 


A po drugiej stronie miasta otwierają się łany... zdjęcie to spłaszcza potwornie - ale przez chwile krajobraz był jak z bajki.
 



To w ogóle jakiś kompleks ekumeniczno sakralny - stary kościół ewangelicki, nowy kościół ewangelicki i greckokatolicka świątynia tuż obok siebie na praktycznie tym samym placu.
 
O a to onże na samym początku pokazany kościół... ewangelicki, nowy, w stylu cokolwiek mauretańskim.
A to stary kościół ewangelicki, zbudowany z drewna lecz otynkowany i pobielony na spisko morawską modłę.
I znów nowy.

A to już kieżmarska szkoła średnia

Pełna tablic pamiątkowych, mówiących o wybitnych osobach, które tu uczyły, bądź uczone były
(o ile dobrze przeczytałem).


Tak wiem mega chaos mi tu wyszedł - ale uwierzcie - stoję w środku i tylko się kręcę! - z jednej strony szkoła, z drugiej stary z trzeciej nowy a z czwartej... ulica - więc po prostu tkwię w miejscu kręcę się wkoło i cykam jak Japończyk...


czasami szukając miejsca które jest choć odrobinę odsłonięte z zadrzewienia parkowego. 



O! A na nowym kościele ewangelickim takiego fajnego gargulca wypatrzyłem! 

Żydowsko orientalne zdobnictwo nowego ewangelickiego - jest dla mnie cokolwiek intrygujące - niby Izrael to w zasadzie także Orient... ale.. no właśnie!...  
No chyba...

Że to SYNAGOGA!!! 
Przejęta przez Ewangelików! 
co by wiele tłumaczyło! 

O znów stary..
Ale to już koniec wycieczki - są tam jeszcze mury miejskie i kilka uliczek i w ogóle cała masa innych ciekawostek - one są ale nas nie ma, a nas nie ma, bo zmitrężyłem mnóstwo czasu w korkach i teraz zabrakło go bo Miłosz musi być odwieziony przed kolacją. 

A wszak czeka na nas jeszcze kościół św Anny w Jaworzynie Tatrzańskiej!

9 comments:

♥ Łucja-Maria ♥ said...

Zainteresowałeś mnie Kieżmarkiem. Sporo interesujących zabytków. Jest to co lubię: zamek, kościół ewangelicki, drewniany, synagoga. Ciekawa architektura, bogata historia.
A co do jazdy. Powtarzam, że coraz więcej czubków jeździ po drogach. Całkowity brak odpowiedzialności. Kilka dni temu na A -4 przed Bochnią w ostatniej chwili zobaczyliśmy osobówkę płonącą na poboczu. Jechaliśmy trochę za szybko by się zatrzymać. Tuż za nami były inne samochody. Baliśmy się kolizji.
Pozdrawiam:)

Ania said...

Bardzo przyjemne miasto. I jest na czym oko zawiesić.
Ty to umiesz dziecko na kolonie wysłać. ;)

Wojciech Gotkiewicz said...

Faktycznie zasypałeś czytelników informacjami i fotami:) Lubię takie senne miasteczka, choć sama Słowacja kojarzy mi się z jakąś paranoją związaną z tym, co trzeba, a czego nie wolno posiadać w samochodzie. Szkoda, że po naszej stronie zachowało się nieco mniej, gdyż podejrzewam, że byłoby podobnie (chyba, że jest, bo ten region znam mniej, niż słabo). PS. Dlaczego nie przeszkadza Ci, że Słowacy skumplowali się z Hitlerem?

makroman said...

Łucjo - dodaj do tego mury miejskie częściowo dostępne i wielce malownicze widoki.

Aniu - od lat tam jeżdżą. Tyle że jak byli mniejsi to ograniczaliśmy się do bliższej okolicy. W tym roku starszy był w Bułgarii,ale tam już go nie odwiedzaliśmy.

Wojtku - w zasadzie jeślimidzie o ilość czy jakość to po!obu stronach granicy jest podobnie. Główna różnica polega na tym że w Polsce obowiązywał nakaz wydany przez Zamojskiego by budować kalenicowo (frontem do ulicy, placu) a u Słowaków on nie obowiązywał, więc zachowali szyk szczytowy (bokiem do ulicy, placu).
Się Słowacy nie tylko z Hitlerem skumali, ale potem i ze Stalinem. Można mieć o to pretensje, ale trzeba zdawać sobie sprawę z ich położenia (prawdę powiedziawszy gdyby Polska poszła z Hitlerem na Sowietów, to może stracilibyśmy suwerenność i deportowano by polskich Żydów na wschód, ale to co zaszło było tysiąc razy gorsze).

Wojciech Gotkiewicz said...

Myślę, że mogłoby być różnie. Pewnie byłoby tysiąc razy lepiej, ale trwałoby do dziś. Widziałem kiedyś rysunki przedstawiające plany rozbudowy Oświęcimia (miasta) sięgające lat`50. Wyglądałoby to nawet ładnie, gdyby nie fakt, że na przedmieściach zaplanowano niewielki obóz dla polskich niewolników.

stacho.lebiedzik said...

Tak samo jak Ty uwielbiam stare zaułki i jak tylko mam możliwość gdziekolwiek jestem, buszuję po nich. Pozdrawiam dzielnych podróżników.

makroman said...

Wojtku - na pewno III Rzesza by wojny z Sowietami w takim wypadku nie przegrała. Pewnie mielibyśmy coś na kształt układu opisywanego przez Orwella w "Roku 1984".
Byč może po zniszczeniu Sowietów doszło by do narodzin bloku eurazjatyckiego i jako jego przeciwwagi powstania bloku atlantyckiego. Ale to już gdybanie. Było by inaczej, pewnie ofiar było by mniej... choć kto wie? Ale nie czuję się kompetentny by osądzać Słowaków za ssojusz z Niemcami.

Stachu - dzięki za pozdrowienia. Kiedyś może by wspólnie jakieś zaułki poprzeczesywał?

Wojciech Gotkiewicz said...

Nie wiem, czy polsko-słowacki kontyngent wojskowy byłby w stanie zapewnić Hitlerowi zwycięstwo nad ZSRR? Tam problemem była wielkość kraju, brak infrastruktury drogowej, wielkość armii, polityka Stalina itp. Ale masz rację, to tylko gdybanie:)

makroman said...

Wojtku - ale startowali by do walki nie z linii demarkacyjnej ale prawie tysiąc kilometrów na wschód od niej...