Wednesday, September 6, 2017

Augustowskie Noce. Część IV - uderzamy w pedały

GreenVelo - kawał szlaku rowerowego, różnej jakości i wartości, ale miejscami naprawdę świetny, co najważniejsze nieźle oznakowany i dający możliwość poznania z wysokości siodełka, wielu, przepięknych, mało znanych a ciekawych miejsc. A my mieliśmy GV dwieście metrów od ośrodka...
No to jak nie skorzystać?
Swojego sprzętu nie mamy ze sobą, ale na miejscu jest wypożyczalnia i to w stosunkowo przyzwoitych cenach, fakt faktem że sprzęt okrutnie nadwyrężony, widać wielu użytkowników wychodzi z założenia że jak nie moje to mogę zdewastować. Nim więc ruszymy, muszę wespół z konserwatorem, doprowadzić je do stanu jakiej takiej użyteczności... niełatwe zadanie...

Trasa przemyślana już wczoraj wieczorem. Spodziewam się niespodzianek po drodze, ale nie powinno być źle. 



A było tak.



Przedostatni odcinek silnie odbiegał mi od planu, ale to całkiem inne historia.

Tak więc po napompowaniu rozpompowanego, skręceniu rozkręconego, rozkręceniu tego co skręconym być nie powinno... ruszamy.
 Fantastyczna Czwórka
Trzech facetów i laska. 
 Wzdłuż Bystrego.
Ten odcinek prowadzi nas do centrum Augustowa.

 Kościół garnizonowy, czyli parafia pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej.
Bardzo ciekawa architektura, szkoda że nie miałem czasu na więcej zwiedzania.
 Jeszcze tylko pomnikom poświeciłem kilkanaście sekund czasu

 I musiałem gnać za oddalająca się rodzinką.


 Ostatnie chwile na brukowanej ścieżce rowerowej.
W tle Białe Augustowskie.

Za chwilę zjeżdżamy z pobocza trasy na Suwałki. Przed nami spory odcinek szutrówką, ale przez las. Spotykamy jakąś kobietę która oznajmia nam że "droga straszna".
Nie wiedzieć czemu defetystyczne te słowa, wywierają ogromny wpływ na część uczestników wycieczki. Zamiast własnych doświadczeń płynących z jazdy po drodze gruntowej, która z definicji nie jest asfaltem, więc nie daje takiego komfortu, ale też nie jest tragiczna i skoro jeżdżą tamtędy samochody, to rower przejedzie bez problemu, zaczyna się bałwochwalcze powtarzanie jak mantry słów tamtej niewiasty. 
Tak owszem jest "tarka" jak mało gdzie, czytałem o czymś takiem w książkach o wyprawach w interior australijski ale nie brałem tego na serio, bo i czemu miał bym brać? Tymczasem śródleśna droga wygląda właśnie tak jak to sobie podczas lektury wyobrażałem. Mniej więcej: jazda po podkładach kolejowych. Jestem zdania że należy po prostu jechać, i tak mamy koła większe od samochodowych więc zachowując manewrowość spokojnie sobie poradzimy. Ba, ja mogę sobie mówić, w szeregi ekipy wdarło się malkontenctwo i za nic nie chce odpuścić. Wszystko jest źle, a poza tym "ty zawsze musisz takie drogi znaleźć"... Argument że akurat innych tu nie ma, jest przeciwskuteczny.  

W końcu jednak docieramy do Krzywego Rogu, czyli jednego z nielicznych miejsc oferujących piękny widok na jezioro i Augustów na jego drugim brzegu.


 Samo miejsce też przyjemne, kawiarnia, piwiarnia, smażalnia ryb, z ładnym widokowym tarasem.
Z drugiej strony klientami nie byliśmy, to i reklamy robił nie będę. W sumie nie miał bym nic przeciw piwu, czy kawie. Niestety reżimy posiłkowe są naprawdę ostre i nie bardzo mamy czas na rozsiadanie się. Gdyby jazda odbywała się moim tempem czasu było by dość, ale się nie odbywa i muszę kalkulować tę okoliczność. 

Był bym zapomniał, cały czas mam ze sobą mapkę otrzymaną w augustowskiej IT, niestety pokazuje ona przebieg szlaków, ale nie pokazuje już bocznych odjazdów zrobionych kołami samochodziarzy, które często mylą, meandrują i wprowadzają zamieszanie. Wprawdzie są oznaczenia na drzewach, ale niekiedy mało czytelne, lub zgoła wydające się mylnymi w konfrontacji z aktualnie zastanym przebiegiem drogi. To też muszę brać pod uwagę. potrzebny nam margines czasu na pobłądzenie. 

Koniec końców wyjeżdżamy z lasu i docieramy do "cywilizacji". Jesteśmy na drodze do ośrodka "Patelnia" - nad głowami cień od drzew, trasa asfaltowana, chyba najprzyjemniejszy odcinek.
Tymi duktami docieramy do miejsca zwanego Przewęż i tamtejszej śluzy łączącej jezioro Białe Augustowskie z jeziorem Studzienicznym  

 A ono miejsce wygląda tak.
Na górze Białe Augustowskie

 Na dole Studzieniczne, a raczej przekop do niego prowadzący.

 jeszcze jeden rzut oka na Białe 


 Znaki prowadzące do Sanktuarium Matki Bożej Studzieniczańskiej.
Bardzo chętnie bym tam sobie zajechał, ale... 



No właśnie...
Już nie chcę nadwyrężać cierpliwości ekipy. 
Wybieram zresztą zjazd ze szlaku i podążanie szosą nr. 16 zamiast leśnymi ścieżkami. Nie wiem czy był to najlepszy pomysł. Pobocza praktycznie brak, ścieżkę rowerową dopiero się buduje, za to ruch duży i nader szybki, jedyny plus to dobra nawierzchnia. 
W ten sposób wracamy do granic Augustowa i tu odbijamy w Turystyczną. 
Ruch znacznie mniejszy, jazda wygodna, ale zaczyna nas poganiać zegarek. 

To już zresztą praktycznie ostatni odcinek naszego szlaku. Bez problemu docieramy do GreenVelo która prowadzi nas prosto ku drodze dojazdowej do naszego ośrodka. Rowery zdajemy na kilka minut przed czasem, na pewno w lepszym stanie, niż gdy je pożyczaliśmy.     



9 comments:

Jula said...

A ja w tym roku może ze dwa razy byłam na rowerze. Aż wstyd się przyznać.
Widzę, że pogodę mieliście wymarzoną na taką przejażdżkę.

wkraj said...

Troszkę się uśmiałem. A wiesz, że dokładnie w miejscu, gdzie masz na zdjęciu drogowskaz do sanktuarium miałem stłuczkę. Ja skręcałem , a z tyłu wpakował mi się facet golfem. Podobno słońce go oślepiło. No, ale to tak na marginesie. Jak kiedyś napisałem, okolice Augustów ma piękne, co nam dzisiaj ładnie pokazałeś :)
Pozdrawiam.

Wojciech Gotkiewicz said...

Zacznę od szlaku. Nie jestem już rowerzystą (zdaniem mojego ortopedy, mogę nim ponownie zostać w okolicach 2022), ale GV spotykam, to tu, to tam. Sam przebieg szlaku jest fajny, ale ... żółte barierki, już nie! PS. Nie znam tej części Augostowszczyzny, ale fajnie się prezentuje. PS.2. Coś czuję, że lada moment zaczniecie jeździć w trójkę :)))

makroman said...

Julo - tak jak moja Marzenka, ale dla mnie rower to codzienność.

Wkraju - bo tam faktycznie jest tyle punktów które przyciągają wzrok,moznamsię zagapić , choć i oślepienia nie mozna wyukluczyć. Stłuczki się zdarzają, i mówi się trudno.
A tereny naprawdę piękne i ciekawe.

Wojtku - ja tak miałem kilkanascie lat temu - lekarz sportowy orzekł "rower albo zdrowie, wybór należy do ciebie" i kilka lat nie jezdziłem wcale. Teraz nauczyłem się jezdzic spacerowo nie wyczynowo i problemu jak na razie nie mam. Za to masę ciekawych miejsc na liczniku.
W trójkę?

Wojciech Gotkiewicz said...

Wiem, ale problem w tym, że oprócz ręki dochodzi jeszcze sprzęt. Spróbowałem kiedyś pojechać w plener z aparatami, obiektywami i statywem i było to przeżycie z gatunku ekstremalnych :))) Ponieważ nie wyobrażam sobie, że mógłbym wybrać się gdziekolwiek bez sprzętu, zostaje samochód i tyle mojej rowerowej historii:)) PS. Być może się mylę, ale jako ojciec 21-letniej córki znam ten wzrok, który mówi "rodzinne wakacje są fajne, ale ..." :)))

makroman said...

Wojtku - no tak twój sprzęt raczej jest pokaźnych gabarytów, mogę sobie wprawdzie wyobrazić odpowiednie troki do statywu i torby rowerowe na sprzęt foto, ale faktycznie nie jest to wygodne ani tym bardziej bezpieczne dla sprzętu.
Fakt Mikołaj już w tym wieku że coraz mniej mu z nami po drodze. Może jeszcze za dwa lata i koniec.

Wojciech Gotkiewicz said...

To jest, tak naprawdę, niewykonalne, a przynajmniej na trasach, którymi się poruszamy. PS. No właśnie:)))

Gabriela Jaworowska said...

Hej...jak to dobrze mieć przynajmniej jedną laskę obok siebie...a na rowerze też mi się marzą ale Mazury...

makroman said...

Ggabbo - Warmia na rowerze to czad, Mazury i Suwalszczyzna oraz całe Podlasie ... Miesiąc urlopu i mogę śmigać.