Showing posts with label Trzemesna. Show all posts
Showing posts with label Trzemesna. Show all posts

Monday, April 7, 2014

Z Trzemeskiej Góry do Tuchowa, czyli - wąską ścieżką poprzez las


O swoim rajdzie na Trzemesną już pisałem. jest to trasa, powiedzmy... sportowa - jak ktoś chce potrenować np. Nordic walking - to zapraszam - krajoznawczo jednak jest mało urozmaicona a to co ciekawe kończy się w Zawadzie a zaczyna dopiero od Trzemeskiej góry. reszta to kilka kilometrów marszu po asfalcie z podejściami, zejściami i ... nudą w oczach (przynajmniej u mnie).
Tym razem więc kontynuacja szlaku w kierunku Tuchowa, rzecz jasna z modyfikacjami, bo jak by inaczej.



Z lasu wychodzimy po kilku minutach i droga odtąd biegnie już głównie ścieżkami pomiedzy lasem a polami i łąkami.


Ciekawy rozstaj, do tego marnie oznakowany, oczekiwałem zmyły, lecz poszedłem za drogą kilkaset metrów aby upewnić się co do tego.


I upewniłem się że nie należało skręcać - z drugiej strony widok malowniczej przydrożnej sosny, wynagrodziła mi tę odrobinę wysiłku.


No więc przez las, a za lasem... kolejne urokliwe zakątki, nawiasem mówiąc tędy biegnie szlak jakubowy z Pilzna do Tuchowa - kiedyś też o nim napiszę.


Po drodze wszędzie mijam znaki zakazu wstępu do lasu, gdyż trwa wycinka oraz ostrzeżenie iż stąpanie po stosach lub/i mygłach grozi śmiercią i/lub kalectwem - olewam je - wiem gdzie wycinają, bo słyszę piły i głosy, więc się tam nie zapuszczam, a po mygłach skakałem praktycznie całe dzieciństwo, więc doprawdy trudno mnie nimi przestraszyć).
Ale nie o tym chciałem - Tusk kolejny raz udowadnia iż nie interesują go przyszłe pokolenia, lecz to by teraz była ciepła woda w kranie (ja gówniarzem i gnojem nie jestem - mnie przyszłe pokolenia BARDZO interesują!) - zatem Sejm (jak wiadomo Sejm służy do przegłosowywania tego co chce rząd - taka swoista odmiana demokracji a'la bananalandia) przegłosował iż Lasy Państwowe w tym i przyszłym roku mają wpłacić do worka bez dna 800 milionów zeta - ogółem 1.6 miliarda złotych - wiecie ile drzewostanu trzeba wyciąć by spełnić chore wymagania ludzi którzy nie nadają się nawet by gospodarować rodzinnymi srebrami - bo posprzedawali by je na tanie wino!

A to już przedostatni etap wędrówki - Tuchowski Las - czysty, zadbany, niegłupio poprowadzona ścieżka dydaktyczna - niestety z braku czasu muszę iść na skrótu - lecz kiedyś tu jeszcze wrócę
.

Ruczaj w Tuchowskim Lesie


A to już... Kaczeniec czyli knieć błotna! Fakt że z rodziny jaskrowatych, lecz poprośże jednak by innych jaskrów kaczeńcami nie nazywać.


Kładeczka cokolwiek nadwątlona - nawet nie bardzo jest jak się kijkami podeprzeć, bo zagłębiają się w grząskie korytko potoku. zapieram je o kłodę stanowiącą swoisty filar i ... przeskakuję na druga stronę.


Cmentarz Wojenny nr 164 - ale jak już pisałem do cmentarzy powrócę w swoim czasie.

Stąd to już wyścig z czasem jest 20 po pierwszej - przed druga będzie jechał autobus którym jeżdżę do pracy. teoretycznie ma z Tuchowa odjechać za pięć druga - ale zazwyczaj jedzie wcześniej - gdyż wozi "samych swoich", głównie pracowników.  Zatem chowam aparat żeby nie kusiło, nie mam więc zdjęć urokliwego przedmieścia, malowniczej drogi krzyżowej przy klasztorze Redemptorystów (a warto przy okazji Wielkiego Postu), ani samego Sanktuarium. Nic straconego - jak już pisałem jeszcze tu wrócę nie raz.

 





Route 2 541 194 - powered by www.wandermap.net


Friday, December 20, 2013

Na Trzemesną

Z tą Trzemesną to w ogóle jest problem.  Na jednych mapach jest to Trzemeśna ("Ziemia tarnowska" - wyd Compass) , na innych Trzemesna (tożsamo wydawnictwo ale mapa "Okolice Tarnowa")  - tambylcy mówią że Trzemesna, więc ja powtarzam za nimi. Co ciekawe funkcjonuje też nazwa Trzemeszna (i tak dobrze że nie Trze moszna ;-) ) - np. Bike map którą wklejam poniżej.


Route 2 395 562 - powered by www.bikemap.net


Nie wiedzieć czemu nie pokazuje mi wykresu z różnicą wysokości - to w sumie fajna sprawa. Bo cała ta trasa, jest nie tyle malownicza (chodziarz jest - ale inne są bardziej)  co sportowa:

 Wpierw ostre podejście 150 metrów przewyższenia na odcinku metrów kilkuset no tego to by się nawet Tatry nie powstydziły, a potem z górki w dół i znów ostre podejście - a na powrocie to samo, tyle że na odwyrtkę. Trasa w/g oznaczenia trwa ponad trzy godziny - zrobiłem w dwie i 15 minut - ale wliczając w to przerwy na zdjęcia i głaskanie psa. Czyli całkiem nieźle, zwłaszcza że nie szedłem na wyczyn, ale swoim własnym rytmem.
W zasadzie całe to zejście/podejście  pomiędzy Zawadą a Łękawką (czy już Łękawicą - bo to graniczne tereny) to cholerna dłużyca, ale pozwala wytrenować się przed trudniejszymi trasami, albo skontrolować swoja formę.

Za to już sama Trzemeska Góra to miejsce nader przyjemne.


Jak widać czasy spore trzy i pół godziny. Z punktu z którego wyruszyłem to i tak trzy godziny 20 minut.

 "Prześladują" mnie te Jakóby - no ale tak na zdrowy rozum - jaki był sens robić wyjątek dla Jaskółki,anie zrobić go dla Jakuba?


Trzemeska Góra - w czasie II Wojny Światowej, był tu szpital partyzancki.
Napis na płycie:
"W sierpniu 1944 roku
początkowo w leśniczówce
potem w gajowce w Trzemesnej
mieścił się konspiracyjny
szpital polowy
I Batalionu "Barbara"
16 pułku Piechoty 
Armii Krajowej.
Tu byli leczeni żołnierze 
ranni w walkach partyzanckich
z wojskami niemieckimi
w czasie akcji "Burza" "



A tam to gajówka


I kapliczka jeszcze - dość oryginalna w kształcie - nawiązująca wprawdzie do wzorów miejscowych, ale jednak inna.


Gajóweczka  - obiekt niestety nieczynny - zresztą ruch tu jest tak mały, że praktycznie nie ma go wcale.


Zakątek dumania, co ważniejsze można dumać w parze


Arcy urokliwy, zwłąszcza jesienią zbiornik P/poż.

A potem w wracam, jeszcze muszę dojść, jeszcze ugotować obiad, jeszcze zjeść i zdążyć do pracy...
Ale się udało.
Po drodze dwa fajne spotkania-jedno z pewna starsza kobieta,którą wyprzedziłem zaraz pod Marcinką a która przyszła zaledwie kilkanaście minut po mnie. Szła przez las - będę musiał ją przy następnej okazji wyindagować na okoliczność którędy.
A potem już między Zawadą a Tarnowem - spotykam stadko młodych dziewoi, raźnie machają kijkami,(co oczywiście nie znaczy ze z sensem), potem następne większe, i znów mniejsze a na końcu... kolega z podstawówki- jest nauczycielem wf i to on tę zgraję prowadzi. Na jedno ma fajnie - ale mu nie zazdroszczę - myślę że stado pcheł było by łatwiejsze do okiełznania.