Route 2 395 562 - powered by www.bikemap.net
Nie wiedzieć czemu nie pokazuje mi wykresu z różnicą wysokości - to w sumie fajna sprawa. Bo cała ta trasa, jest nie tyle malownicza (chodziarz jest - ale inne są bardziej) co sportowa:
Wpierw ostre podejście 150 metrów przewyższenia na odcinku metrów kilkuset no tego to by się nawet Tatry nie powstydziły, a potem z górki w dół i znów ostre podejście - a na powrocie to samo, tyle że na odwyrtkę. Trasa w/g oznaczenia trwa ponad trzy godziny - zrobiłem w dwie i 15 minut - ale wliczając w to przerwy na zdjęcia i głaskanie psa. Czyli całkiem nieźle, zwłaszcza że nie szedłem na wyczyn, ale swoim własnym rytmem.
W zasadzie całe to zejście/podejście pomiędzy Zawadą a Łękawką (czy już Łękawicą - bo to graniczne tereny) to cholerna dłużyca, ale pozwala wytrenować się przed trudniejszymi trasami, albo skontrolować swoja formę.
Za to już sama Trzemeska Góra to miejsce nader przyjemne.
Jak widać czasy spore trzy i pół godziny. Z punktu z którego wyruszyłem to i tak trzy godziny 20 minut.
Trzemeska Góra - w czasie II Wojny Światowej, był tu szpital partyzancki.
Napis na płycie:
"W sierpniu 1944 roku
początkowo w leśniczówce
potem w gajowce w Trzemesnej
mieścił się konspiracyjny
szpital polowy
I Batalionu "Barbara"
16 pułku Piechoty
Armii Krajowej.
Tu byli leczeni żołnierze
ranni w walkach partyzanckich
z wojskami niemieckimi
w czasie akcji "Burza" "
A tam to gajówka
I kapliczka jeszcze - dość oryginalna w kształcie - nawiązująca wprawdzie do wzorów miejscowych, ale jednak inna.
Gajóweczka - obiekt niestety nieczynny - zresztą ruch tu jest tak mały, że praktycznie nie ma go wcale.
Zakątek dumania, co ważniejsze można dumać w parze
Arcy urokliwy, zwłąszcza jesienią zbiornik P/poż.
A potem w wracam, jeszcze muszę dojść, jeszcze ugotować obiad, jeszcze zjeść i zdążyć do pracy...
Ale się udało.
Po drodze dwa fajne spotkania-jedno z pewna starsza kobieta,którą wyprzedziłem zaraz pod Marcinką a która przyszła zaledwie kilkanaście minut po mnie. Szła przez las - będę musiał ją przy następnej okazji wyindagować na okoliczność którędy.
A potem już między Zawadą a Tarnowem - spotykam stadko młodych dziewoi, raźnie machają kijkami,(co oczywiście nie znaczy ze z sensem), potem następne większe, i znów mniejsze a na końcu... kolega z podstawówki- jest nauczycielem wf i to on tę zgraję prowadzi. Na jedno ma fajnie - ale mu nie zazdroszczę - myślę że stado pcheł było by łatwiejsze do okiełznania.
No comments:
Post a Comment