Ale Wigry to też malowniczo położona miejscowość na półwyspie wrzynającym się w jezioro, w samym sercu wigierskiego Parku Narodowego. Tam też postanowiliśmy się udać. Marzeniem moim była by wyprawa rowerowa, w tamte okolice, ale niestety nierealna w naszym (wiele wcześniej razy opisywanym reżimie posiłkowym). Pozostaje samochód. Mając zaledwie kilka godzin, nie marnujemy czasu. Pomimo potępieńczych jęków i szatańskiego wycia, tudzież grzechotania w przednim kole, z szybkością kulawego żółwia jedziemy na wycieczkę. Że nierozsądne? Trochę na pewno, ale przy moich prędkościach, nawet gdyby nam całkiem to koło odpadło, to najwyżej zarylibyśmy zderzakiem w asfalt i skończyło by się na strachu, wolałem zresztą żeby rozsypało się tu na miejscu, gdzie ludzi życzliwi i mądrzy, niż gdzieś podczas powrotu, być może pośród dzikich Discopolaków czcicieli św. Grilla.
Pierwszy raz podczas naszego pobytu psuje się pogoda - nadciągają chmury, pokrapuje deszczyk, nic to, choćby kawalątko, ale zobaczyć musimy. Z tego "kawalątka" zrobił się szmat czasu. no nie mógł inaczej - byliśmy w miejscu naprawdę magicznym, tak pełnym uroku, że po prostu... chciało się tam być. Zamiast pospiechu, spokojny spacerek, łyp okiem tu, łyp okiem tam, "kochanie zobacz jak tu pięknie", "O! A tu!!! zobacz!" i tak kroczek za kroczkiem rzut oczkiem za oczkiem aż zabrakło czasu by wstąpić do siedziby Wigierskiego Parku Narodowego po jakieś folderki i pieczątki do stemplariusza. Ale gdzież bym tam żałował!
Wigry na północ - w stronę Starego Folwarku.
Klasztor
pokamedulski. Wchodzimy tędy, bo fajnie, ale błędnie, bo wejściówki
sprzedają od strony głównej furty. Więc w wiele miejsc nie śmiemy
wchodzić bo to zgoła "na krzywy ryj" by się odbywało. A tego nie lubię.
Wszak ktoś o to miejsce dba, sprząta, konserwuje, wykasza trawę...
A na horyzoncie już leje.
Na szczęście tu w Wigrach jeszcze nie
I mogę nacieszyć się urodą Marzenki.
To chyba najwęższa część Wigier. Po drugiej stronie raj dla wodniaków.
Domki (cele) pokamedulskie - taki rodzaj pustelni, z maleńkim ogródkiem.
Dziś można sobie taki domek wynająć jako miejsce odpoczynku. Przyznam że kusząca oferta.
Tam sobie jednak wejdziemy - nacieszyć oczy widokami, nim przesłonią je deszczowe chmury.
Okazuje
się że tu też potrzeba wejściówek , ale... młody człowiek pilnujący
wejścia na wieżę macha ręką, gdy tłumaczymy mu jaką drogą weszliśmy na
teren obiektu i pozwala nam iść na górę. Czuję się z tym cokolwiek
niekomfortowo i w najbliższej skarbonce zostawiam ofiarę.
Doprawdy
Chrystus odwołujący się do sumień miał miliard razy więcej racji niż
"zbawiciele" spod znaku sierpa i młota, usiłujący bagnetami wprowadzić
raj na ziemi.
A za oknem znów Wigry.
A
tak klasztor wygląda od frontu - barok, ale nader przyjemny,
stonizowany, nie przytłacza, ale daje poczucie solidności i ostoi.
I wiedzie tędy jedna z odnóg Camino!
Bez pamiątek papieskich by sie nie obyło - ale przynajmniej nie straszy kolejny jego pomnik.
I
takie upamiętnienie, ważnego, bądź co bądź, wydarzenia dla lokalnego
Kościoła uważam za najbardziej (obok np. krzyża) prawidłowe.
I
już koniec - uciekamy spod kramów, spomiędzy pamiątek, wczasowiczów,
rowerzystów i piechurów (którzy też uciekają bo zaczęło lać) ...
Wracamy.
Uwaga ten post został opublikowany także na moim drugim blogu
http://beskidniknaszlaku.blogspot.com/
Wkrótce ten zostanie zamknięty
No comments:
Post a Comment