Sunday, September 24, 2017

Augustowskie Noce. Część IX - Wigry

Na południowy wschód od Suwałk znajduje się potężne jezioro Wigry, które dało nazwę choćby serii rowerów (składaków) z czasów PRL... kto o takim nie marzył w czasach gdy o "góralach"  jeszcze się nie śniło?
Ale Wigry to też malowniczo położona miejscowość na półwyspie wrzynającym się w jezioro, w samym sercu wigierskiego Parku Narodowego. Tam też postanowiliśmy się udać. Marzeniem moim była by wyprawa rowerowa, w tamte okolice, ale niestety nierealna w naszym (wiele wcześniej razy opisywanym reżimie posiłkowym). Pozostaje samochód. Mając zaledwie kilka godzin, nie marnujemy czasu. Pomimo potępieńczych jęków i szatańskiego wycia, tudzież grzechotania w przednim kole, z szybkością kulawego żółwia jedziemy na wycieczkę. Że nierozsądne?  Trochę na pewno, ale przy moich prędkościach, nawet gdyby nam całkiem to koło odpadło, to najwyżej zarylibyśmy zderzakiem w asfalt i skończyło by się na strachu, wolałem zresztą żeby rozsypało się tu na miejscu, gdzie ludzi życzliwi i mądrzy, niż gdzieś podczas powrotu, być może pośród dzikich Discopolaków czcicieli św. Grilla.

Pierwszy raz podczas naszego pobytu psuje się pogoda - nadciągają chmury, pokrapuje deszczyk, nic to, choćby kawalątko, ale zobaczyć musimy.  Z tego "kawalątka" zrobił się szmat czasu. no nie mógł inaczej - byliśmy w miejscu naprawdę magicznym, tak pełnym uroku, że po prostu... chciało się tam być. Zamiast pospiechu, spokojny spacerek, łyp okiem tu, łyp okiem tam, "kochanie zobacz jak tu pięknie", "O! A tu!!! zobacz!" i tak kroczek za kroczkiem rzut oczkiem za oczkiem aż zabrakło czasu by wstąpić do siedziby Wigierskiego Parku Narodowego po jakieś folderki i pieczątki do stemplariusza. Ale gdzież bym tam żałował!

 Wigry na północ - w stronę Starego Folwarku.

 Klasztor pokamedulski. Wchodzimy tędy, bo fajnie, ale błędnie, bo wejściówki sprzedają od strony głównej furty. Więc w wiele miejsc nie śmiemy wchodzić bo to zgoła "na krzywy ryj" by się odbywało. A tego nie lubię. Wszak ktoś o to miejsce dba, sprząta, konserwuje, wykasza trawę...
 A na horyzoncie już leje.

 Na szczęście tu w Wigrach jeszcze nie

 I mogę nacieszyć się urodą Marzenki.


 To chyba najwęższa część Wigier. Po drugiej stronie raj dla wodniaków. 

 Domki (cele) pokamedulskie - taki rodzaj pustelni, z maleńkim ogródkiem.
Dziś można sobie taki domek wynająć jako miejsce odpoczynku. Przyznam że kusząca oferta.

 Tam sobie jednak wejdziemy - nacieszyć oczy widokami, nim przesłonią je deszczowe chmury. 

 Okazuje się że tu też potrzeba wejściówek , ale... młody człowiek pilnujący wejścia na wieżę macha ręką, gdy tłumaczymy mu jaką drogą weszliśmy na teren obiektu i pozwala nam iść na górę. Czuję się z tym cokolwiek niekomfortowo i w najbliższej skarbonce zostawiam ofiarę. 
Doprawdy Chrystus odwołujący się do sumień miał miliard razy więcej racji niż "zbawiciele" spod znaku sierpa i młota, usiłujący bagnetami wprowadzić raj na ziemi.   
A za oknem znów Wigry.


 A tak klasztor wygląda od frontu - barok, ale nader przyjemny, stonizowany,  nie przytłacza, ale daje poczucie solidności i ostoi. 

 I wiedzie tędy jedna z odnóg Camino! 

 Bez pamiątek papieskich by sie nie obyło - ale przynajmniej nie straszy kolejny jego pomnik. 
I takie upamiętnienie, ważnego, bądź co bądź, wydarzenia dla lokalnego Kościoła uważam za najbardziej (obok np. krzyża) prawidłowe. 

I już koniec - uciekamy spod kramów, spomiędzy pamiątek, wczasowiczów, rowerzystów i piechurów (którzy też uciekają bo zaczęło lać) ...
Wracamy.

Uwaga ten post został opublikowany także na moim drugim blogu
http://beskidniknaszlaku.blogspot.com/

Wkrótce ten zostanie zamknięty

No comments: