Wednesday, October 28, 2015

Zygzakiem po Brzance.

Kilka postów było o Mazurach, pora na przerwę, ale oczywiście nad jeziora wrócimy, bo jakże by inaczej.

Układ rajdu standardowy - Marzenka w pracy, chłopcy w szkole, ja przed druga zmianą i ... w drogę!!
Samochód zostawiam pod Biedronką, robię zakupy (picie, coś do wkąszenia, i żarło do pracy - jadę bez śniadania za takie wystarcza mi kawa i miska płatków kukurydzianych z miodem, działa adrenalina, ale jak będę siedział w pracy przed monitorami, to adrenalina opadnie a poziom greliny wzrośnie...

Wkrótce nadjeżdża bus Feniksa i jadę na Pogórze. Dziś celem są Olszyny. Stamtąd przejdę do Żurowej i na skałę Borówkę, potem przez Ostry Kamień i  ... to się dopiero zobaczy albo; Ryglice, albo przez Pasię i Liwocką do Burzyna. 

Kilkadziesiąt minut jazdy i jestem na miejscu, schodzę z głównej drogi, tam rozkładam kije i dalej to już marsz. 

Po drodze kilka ciekawostek:

 
Ze wzniesienia nad Olszynami, świetnie widać Liwocz wraz z jego millenijnym krzyżem.

 Taka maszyneria - jak nie zgadniecie do czego służyła (bo ta jest na tyle zdewastowana że chyba już należy o niej pisać w czasie przeszłym, ale w okolicach pracuje sporo takich samych), to zrobię z myślą o niej specjalny post.

 Ato już Żurowa i przydrożne kapliczki drogi krzyżowej, w ogóle mnóstwo tu kapliczek, krzyży itp świadectw wiary miejscowych ludzi - inna sprawa że owe świadectwa wiary nie są świadectwami ani wysokiego kunsztu ani wysokich wymagań estetycznych... 
Dlatego rezygnuję z zamieszczania ich zdjęć.

 Pomnik ofiar II Wojny. Standard na tych ziemiach.

 W centrum Żurowej, wkraczam na tereny Parku, ale wcześniej jeszcze zmieniam kierunek marszu, bo Skały Borówki Park nie obejmuje zasięgiem. 
 
 A oto ona sama (znaczy jedna z jej części)

 Na temat tego miejsca także będzie osobny wpis, z większa ilością zdjęć, bo miejsce jest warte pokazania i dla mnie szczególnie znaczące gdyż:
W harcerstwie miałem właśnie pseudonim Borówa (Borówka). 
I tylko nadal nie wiem czy miejsce to to Skała Borówki, czy Skała Borówka... 
może nim następny wpis powstanie uda mi się to ustalić?  

 Przy drodze kolejne świadectwo zbrodni niemieckich
(choć jak twierdzi "światowej sławy" hochsztapler to "Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców")

 Żurowa kościół - urodą nie zachwyca - więc szczególnie wiele czasu mu nie poświęcam. 
Z tego co wiem wewnątrz też nie ma zbyt wiele do podziwiania.  

 Widok już z grani pasma Brzanki, w dolinie Rzepienniki, na lewo Biecz na prawo Ciężkowice - ale ich nie widać.

 Punkt przecięcia szlaków.

 I prywatny kierunkowskaz, szkoda ze wstydliwie schowany za ogrodzeniem i to w zagłębieniu terenu. 

 Po północnej stronie grani dolina ryglicka. 
 
 Kiedyś był tu stosunkowo gęsty las...
trudno uwierzyć prawda? - ale teraz to praktycznie "gołoborze".
Nim samosiejki wyrosną w zadrzewienie słupek z szlakowskazami będzie tu jednym z najwyższych obiektów... 
Tu musze podjać decyzję  - idę na północ niebieskim do Ryglic czy zielonym na zachód do Burzyna.
kwestia czasu, muszę zdążyć na autobus do pracy - przez Ryglice jeździ linia Mądel trans - więc też mam czym wracać. Tyle że będę ponad godzinę przed odjazdem, idąc na Burzyn będę 15 minut po odjeździe - czy uda mi się nadrobić te 15 minut na szlaku? 
ryzykuję.

 To nie jest naturalny jar, idę trasą powstałą na skutek wywlekania z lasu pni wyciętych drzew.

 Spoko - to na pieńku to nie jest to na co wygląda! 
to śluzowiec - ale jego angielska nazwa to the dog vomit
po Łacinie Fuligo septica  
po Polsku Wykwit piankowy

 Ostry kamień, w porównaniu z Borówką to kamyczek zaledwie, bez mala śmiechu warty - no ale jest
 
 Czy jest "ostry" sami zobaczcie, w każdym razie tyłka mi nie poprzecinał ;-) 
Góra Ptasia (według mnie i innych) lub "Pasia" (w/g mapy Compass'u) 

 kopczyk kamieni, nie wygląda na naturalny - jest ich tu zresztą kilka - moim zdaniem to rodzaj punktu orientacyjnego, ale archeolodzy tego nie badali - więc trudno cokolwiek wyrokować. 

 Trzy lata temu z Liwockiej Góry (nie mylić z Liwoczem), byście północnych stoków Wielkiej Góry (choć od Liwockiej o prawie 50 metrów niższej) nie dostrzegli, tak było gęsto od drzew. 
 
 Tymczasem widać nawet wschodnie stoki Wału.
 
 Poręcz nad krawędzią jaru 0 zdewastowana podczas zwózki wyciętego drzewa. 

 I plac po mygłach...

 Kolejne zniszczenia, osuwisko ziemne - zdjęcia nie kłamią, wyrwa ma jakieś 5 metrów głębokości, w jej obrębie drzewostan przestał istnieć. 

 Niestety szlak prowadzi na wprost a tam przejść się nie da - znaczy mi się da, ale i tak nie widzę po drugiej stronie drzew ze znakami (pewnie zabrało je osuwisko), obchodzę teren "od góry" i na szlak staram się wrócić za pomocą GPS'u

 I wracam...

 czymś takim...

 W końcu wchodzę w koryto strumienia, wiedząc że przecina on szlak - owszem ale w dwóch miejscach i teraz jak się upewnić że po powrocie nań będę nim podążał we właściwym kierunku, skoro jeszcze nim został rozharatany podczas wycinki, to i tak prowadził zakosami?
Postanawiam nie chować GPS'a nie ma czasu na zabawy z kompasem. 
jeszcze kilka razy pokaże mi ze zszedłem ze szlaku, na szczęście nie daleko, ale za każdym razem tracę cenne minuty. 
  
 No dobrze, wylazłem z lasu, jestem w okolicach Burzyna - ale to wciąż kilka kilometrów żeby dojść do trasy autobusu. 

 Porzekadło mówi "nie oglądaj się za siebie" ale mi jakoś żal, z Brzanki schodzić i chętnie bym tam został na dłużej.
 
Burzyn, pomnik ofiar II W.Ś. 
Miałem nadzieję że jeszcze zdążę "zrobić" Elsowo, ale bede musiał pokazać Wam je innym razem - teraz sprint do autobusu i ...
poczułem tylko jego swąd. 

Na szczęście moją skłonność do ryzyka rekompensuję organizacją wypadów - samochód stoi w okolicach obwodnicy Tarnowa, za pięć minut mam kursowy Feniksa, będę na miejscu kilka minut po drugiej, w sam raz żeby się przesiąść i zdążyć przed rozpoczęciem zmiany. Niby mi nie fason jazda do pracy autem (nie raz przecież narzekałem na samochodziarzy co to w autobusach im straszno i porno), no ale mus to mus - inaczej się spóźnię. 

Ps. Nie spóźniłem się ;-)  

Route 3 270 666 - powered by www.wandermap.net

Monday, October 19, 2015

Zginęłi - i nadal żyją

Patos typowo prusacki, porównywalny chyba tylko z Rotą Konopnickiej, no cóż jak się ma nieczyste sumienie posyłając na śmierć tysiące ludzi to się im cmentarze w malowniczych miejscach wystawia pięknymi epitafiami ozdobione. I tak lepiej niż Ruscy którzy dla swoich poległych szacunku żadnego nie mieli, na terenach "wyzwolonych" budowano im cmentarze ale wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę że nie o uczczenie krwi żołnierskiej chodzi lecz o zaznaczenie "kto tu rządzi", dziś jeszcze jak upominają się o jakieś pochówki, to przecież nie z szacunku dla człowieka ale czysto przedmiotowo - bo jest okazja dokopać komuś lub na arenie międzynarodowej wskazać że Polacy Litwini, Estończycy czy Łotysze to "faszyści" (skretyniali inteligenci na zachodzie biorą tę hucpę za dobrą monetę). W okolicach Węgorzewa jest cmentarz żołnierzy radzieckich, marny, drętwy (socrealizm przy nim to bez mała awangarda) ani mi się nie chciało aparatu wyjmować. Co innego ten prusacki.

Znam setki cmentarzy z czasów I Wojny Światowej - no trudno żeby nie, jak się jest  łazikiem na Podgórzu, Beskidzie Niskim i ich okolicach to same "wchodzą w drogę" i choć trzęsie mnie na myśl o nieszczęsnych młodych ludziach którzy tracili życia w tych przepięknych krainach (pewnie je przeklinając), to przyznać muszę że C.K. Kriegsgräberinspektion się postarała - świetni architekci, wspaniałe wkomponowanie w krajobraz, świetna kompozycja terenowa... (żyć nie umierać ;-) )   

Ten prusacki nad brzegiem Święcajt niczym im nie ustępuje, co ciekawsze, ze względu na starodrzew iglasty,  oraz prześwitująca taflę jeziora, oraz bądź co bądź upalne i suche lato - natarczywie przypominał mi cmentarze odwiedzane we... Włoszech!

Do cmentarza prowadzi z centrum Węgorzewa niebieski szlak, my jednak szliśmy po prostu ścieżkami jak najbliżej brzegu jeziora i trafiliśmy bezbłędnie.

 Teren okolony kamiennym murkiem, od strony Święcajt przechodzi w swoista galerię widokowa na jezioro.
Tam jednak zdjęć nie robiłem bo... no była tam parka młodych ludzi i nie chciałem psuć im chwili intymności. 



 Zdjęcia są "krojone" bo nie chciałem pokazywać tych którzy są tu tylko przechodniami.

 No mówcie co chcecie ale na adriatyckim wybrzeżu znajdziecie bardzo podobne. 

 "zmaściłem" to zdjęcie, albo krzyż się wali albo drzewa...
Ale przynajmniej oddaje klimat. 

 To już wiecie skąd zaczerpnąłem tytuł ?

 A tak to wygląda od strony jeziora

 Żołnierze pruscy ale nazwiska polskie, wcale ich tu nie mało 
 
 Normą jest że groby żołnierzy rosyjskich są bezimienne - dla armii carskiej ich nazwiska nie miały żadnego znaczenia, jak któryś umierał w szpitalu polowym pruskim lub austriackim to wtedy (jeśli dało się z nim porozumieć) notowano jego nazwisko i umieszczano na grobie gdy ginął w walce... 

Trudno w przypadku cmentarza mówić o atrakcji turystycznej ale to miejsce akurat jest czymś na podobny kształt, bardzo malownicze, dające piękne widoki na jezioro, oferujące chwile zadumy... jak będziecie w Węgorzewie tego podarować sobie nie możecie.

Saturday, October 17, 2015

Węgorzewo

Angerburg - po niemiecku - dziwna rozbieżność nasi widać w kierunku utylitarno rybackim, Niemcy zaś ogólno krajobrazowym (Angereburg - to Zielone miasto, Zieleniewo, Zielonki?) parcie nazewnicze mieli.

Jesteśmy w Węgorzewie, praktycznie kilka razy dziennie - bo to trzeba do Biedronki na zakupy pojechać (jak 99% wczasowiczów, żeglarzy i wojażerów), bo na spacer, bo na miejskie kąpielisko (ludzie ale odpieprzyli sobie teren! pierwsza klasa - jak już nawet ja doceniam...), bo do kościoła, bo przejazdem, bo pamiątki i mapy kupić. Nie ma z nami to miasto lekkiego życia.

W Biedronce zadyma na całego - współczuję tam zatrudnionym, ale personel chyba wyrabia normę za dwa lata (w innym miejscu) w ciągu jednego sezonu. Pozostałe sklepy z cenami... wcale nie kurortowymi, nie powiem ze super tanio, ale nie odbiega od cen w Tarnowie. Przy tym wędliny naprawdę pyszne a rybki mniam, pieczywko też niczego sobie - choć akurat spożywczaki odwiedzamy sporadycznie karmią nas w Zatoce Kal wybitnie dobrze i nie ma już się gdzie pomieścić.

Głównie jak już coś jemy "na mieście" to na zasadzie atrakcji - a to gofra, a to lody, pizzę czy frytki. Nie ma obaw nie utyjemy, w ruchu na okrągło.

A miasto?
Trochę secesyjnych kamieniczek, kilka ładnie wkomponowanych współczesnych budynków, oczywiście po PRLowskie blokowiska, dwa kościoły (w zasadzie trzy, ale ten trzeci to kapliczka osiedlowa, za to z organistką... no tak rewelacyjnej gry na organach podczas mszy to ja jeszcze nie słyszałem! ), sklepiki, butiki, dyskonty, ogromny plac z muszlą koncertową i fontanna oraz; naprawdę piękny port!
Poza tym skansen, kilka pomniczków i muzeum kolejnictwa (przez zapaleńców prowadzone), park, kanały rzeczne i jednostka wojskowa - ot całe Węgorzewo, ale mylił by się kto, gdyby stwierdził że to mało - to naprawdę dużo i warto tam być.

Zobaczcie sami:
 Kąpielisko miejskie od strony Święcajt - słońce przepala wszystko łącznie z obiektywem...

 Miejska muszla koncertowa

 Zamek krzyżacki - trwa remont, do środka nie wpuszczają - zresztą powiedzmy sobie szczerze - 90% zamków krzyżackich to... koszary! I tyleż w nich uroku co w koszarach właśnie. 
Owszem obecnie się "rewitalizuje" czyli eksponuje w nich coś czego tam nigdy za czasów krzyżackich nie było. ale mniejsza, zabytek żyje, życiem nieco sztucznym, ale lepsze to niż "trwała ruina". 
Za jakiś czas pewnie skończą prace i w węgorzewskim zamku, to liczę że jak ktoś z Was tam będzie, da mi znać i pokaże jak to będzie wyglądało. 
 Stara zabudowa, okolice wciśnięte między skansen a port - urokliwy zakątek choć maleńki. 


Zachód słońca nad mamrami - to także kąpielisko miejskie tyle że z drugiej strony Półwyspu Kal.
Do tego od strony Święcajt mamy 3 minuty spacerkiem, do tego na zdjeciu 40 minut marszu, na druga stronę Półwyspu Kal (warto iść) samochodem jakieś 10 minut jazdy (końcówka wolno, bo droga gruntowa i tuman kurzawy unosi się od auta na wiele metrów nad oraz za.
Ponieważ spacerują tamtędy ludzi to doprawdy tylko cham nogi z gazu nie zdejmie.
 

oddali życie za przygodę - nie wiem czy warto oddawać życia dla przygód, ale na pewno nie warto marnować życia bez przygód! 
Węgorzewo to rodzinne miasto Ejsmontów.
Zatem i pamiątek po bliźniakach znajdziecie tu mnóstwo.
  Morowe chłopy! Ech poszło by się z takimi na piwsko, posłuchać prawdziwych morskich opowieści. 

Węgorzewski port z widokiem na skansen i

Zacumowane jachty, łajby, łódki i zwykłe krypy, tudzież sprzęt tak egzotyczny i mający za sobą tyle doświadczeń że nawet ja bał bym się nań zamustrować. 

Pomnik... czegoś pomnik, Armii Radzieckiej albo jakiś niemiecki - trudno orzec bo tablice zerwane...
A pamiętacie swoje oburzenie porządkami panującymi w Egipcie, gdy po raz pierwszy z książek lub podręczników dowiedzieliście się o skutych inskrypcjach? 
 Ja swoje pamiętam - zrozumienie przyszło znacznie później - są ludzie i czasy których należy pamiętać za wszelką cenę ale nie należy im stawiać pomników...

Budynek przy stacji kolejowej - tu zapewne mieszkał zawiadowca - mury pamiętają braci wielkiej przygody, ciekawe mieszkali tu, czy tylko bywali? 
 

Główna ulica Węgorzewa - uroczy eklektyczny "zameczek" -

                                                                                 i mówcie co chcecie, eklektyzm ma w sobie coś, nie wiem co, ale cos czego nie mają w sobie "czyste" style.


Bóg i WOPR czuwa nad nami wszystkimi (plus policja wodna i straż graniczna ale to opowiem innym razem) 

A to jeden z dwóch (trzech) węgorzewskich kościołów - no moe jest ich więcej, ale ja na te trafiłem.
Świątynia z 1913 roku - więc już odeszli od neogotyku ale cokolwiek ducha pozostawili - sięgnęli po modernizm ale z wielkim umiarem... 

Secesyjne zdobienia kamieniczek przy rynku (rynku?) 

 Oraz 

ich nowoczesne kuzynki na przeciwległej pierzei.

A to już Święcajty... bo w końcu głównie dla tysiąca jezior ludzie na Mazury jeżdżą.