Wednesday, February 24, 2016

Żubry w puszczy Bartnickiej

Nie, niestety nie było to fotosafari, nie było podchodów, czatowni itp. elementów prawdziwej przygody. Był wybieg ogrodzony solidnymi stalowymi ocynkowanym konstrukcjami, drewniane ambony i paśniki tak skonstruowana by przeciętny turysta mógł sobie podejść do "dużego zwierza" i nie zostać przy tym stratowanym...
W sumie zoo tylko takie mniej burżuazyjne.

Z drugiej strony.
Ochrona przyrody kosztuje, niemało kosztuje! Rządy (wszystkich opcji) są równie skore do łożenia na niż co i do obniżki podatków - mówić owszem, robić... "trudności obiektywne"...
Jest też kwestia samych zwierzaków, czy to się komuś podoba czy nie, one myślą i czują. czym innym jest dla nich ogrodzony wybieg, gdzie w zamian za pozowanie do zdjęć otrzymują fajne papu (podejrzewam iż z domieszką uspokajaczy), a czym innym tłumy "miłośników przyrody" zadeptujące ich "dzikie" siedziby. To mniej więcej tak jak człowiek który nie ma nic przeciwko obecności innych w miejscach publicznych, ale bronił by się przed nimi w swoim domu. Że co że antropomorfizuję? Nic z tych rzeczy - ale akurat temat antropomorfizacji jako jednego z ostatnich tchnień wiary w człowieka jako bytu zasadniczo odmiennego od reszty świata ożywionego poruszę na moim drugim, przyrodniczym, blogu.

Ps. Nie mam na myśli wszystkich fotografów przyrody, bo zapewne sami znacie z blogów co najmniej kilku, świetnych "wyczynowców" którzy wiedzą jak, mają stosowny sprzęt, stosują czatownie itp. czyli zwierzęta praktycznie i tak nie mają pojęcia o ich istnieniu... i niech tak pozostanie.  

Zatem jedziemy, z przygodami, bo nadkładam szmat kilometrów gdyż oznakowanie dojazdu pozostawia wiele do życzenia. Warto samemu sobie przypomnieć i rodzinie pokazać...

Za to na miejscu...
Tak to jest to! - świetnie przemyślane i zagospodarowane  przedsięwzięcie. Brawa!!!

Klimatyczna brama do rezerwatu, bardzo estetyczna i dobrze utrzymana, zachęca do odwiedzin.

 
 Przed bramą wiatka biwakowa, w sam raz na grilla (są tacy co bez żarcia jakikolwiek wyjazd uważają za zmarnowany) albo na posiedzenie z przyjaciółmi, tym bardziej że obok biegnie szlak turystyczny, chyba nawet dwa, trekkingowy i rowerowy.
Szmat terenu, na zaparkowanie samochodu ale i na "wygon" dal dzieciaków, u ustronnym miejscu pod krzakami, toy toye...

 Po drodze sporo tablic informacyjnych, jak ktoś ciekaw, to niemało ciekawostek tu znajdzie, i bynajmniej nie jest to wiedza "z poprzedniej epoki", jak zauważyłem sporo tu najświeższych doniesień, takich które można znaleźć np. w serwisie Nauka w Polsce .


Po drodze ciekawy domek na palach - penie stanica dla obsługi a może też miejsce schronienia podczas przeganiania stad, bo stada w zagrodzie są wymieniane - to stale jedne i te same osobniki ale stosuje się rotację.

 Byczki robią systematyczny "obchód" paśników, teraz pustych, bo pora karmienia jeszcze nie nadeszła.


 Choć jak widać jeden jest cierpliwy, trwa pomimo pustej michy... ot przyczynek do zwierzęcej inteligencji.

 Szwendając się po wybiegu, może przeoczyć porę karmienia i albo nie dopcha się do żłobu, albo będzie musiał oń toczyć przepychanki. Tymczasem trwając wierzy że się doczeka, a jednocześnie  nie traci energii i nie ryzykuje. 
Dokładnie takie same taktyki stosują... ludzie. 

 Podchodzimy do niego bliżej, widać nie rozpoznał w nas nikogo z obsługi ale i tak ciekawie patrzy...

 A kolesie sobie podreptały aż hen daleko na drugą stronę zagrody i teraz muszą prawie biegiem...

 Gonić do karmideł, co ciekawe ten "wierny" już swoją porcję zeżarł nim tamte przyszły i ... dostał dosypkę... cwaniak jeden.

Wracamy, wkrótce i nam na Kalu podadzą michę, wiec trzeba być o właściwej porze - co prawda na ekstra porcję za wierność liczyć nie możemy, ale przynajmniej jak będziemy o czasie to zjemy ciepłe i nie zaschnięte... ;-)
I co tak bardzo się człowieki od kopytnych różnią?


Monday, February 15, 2016

175,176,177,178,179

Nie nie opętał mnie demon Romana Opałki.

Ten tytułowy rząd liczb, to po prostu numery cmentarzy z czasów I Wojny Światowej w kolejności w jakiej je odwiedzałem. Trasa sympatyczna, w sam raz na wczesne przedwiośnie, totalne ubocze (by zadupie nie rzec) ale urokliwe, idzie się głównie lasem, lub jego granicą a szlak prowadzi praktycznie wzdłuż dawnej linii frontu, z koniecznymi meandrami rzecz jasna. Zresztą cała ta droga, która dopiero niedawno zyskała asfaltową nawierzchnię (sam prowadziłem tędy wycieczki rowerowe, i przez lata jeździliśmy po tłuczniu, żwirze, glebie i skorupach tudzież gruzie z której skonstruowany był ten szlak), przebiega po dawnej rokadzie.

Cóż to rokada, zapytacie? nim zerkniecie do ciotki Wiki, już Wam mówię - to taka specyficzna droga która przebiega równolegle do linii frontu lub lekko skośnie, służy do zaopatrywania wojsk, manewrów itp. i jeśli nie istniała wcześniej to wojujące strony błyskawicznie ją budują. Ta powstała na zapotrzebowanie C-K Armii.

Zaczynam Na Słonej Górze (nazwa nieprzypadkowa, tu faktycznie jest słono pod nogami, i w dawnych czasach sól z istniejących tu źródeł pozyskiwano - na tyle jednak mało, że ani się region nie wzbogacił ani nawet jednej fortuny na tej słonej ziemi nie zbudowano - ot na potrzeby miejscowych starczało) w Piotrkowicach. Na dawnych C-K mapach sztabowych miejscowość ta nazywa się Piotrkowiec (Piotrkowitz).


Route 3 398 488 - powered by www.wandermap.net



 Ten cmentarz darzę szczególną uwagą - to tu zaczęła się moja przygoda z nimi, co prawda wcześniej chodziliśmy ze szkołą zapalać znicze na "stary cmentarz" ale było to po uczniowsku bezmyślne.
Gdy byłem tu pierwszy raz krzyż chylił się ku upadkowi, figura Chrystusa była zbutwiała a jedna odłamana ręka dyndała swobodnie - szkoda ze nie mam zdjęć z tamtego okresu.
  
 Tu obok zresztą leży skrzyżowanie szlaków
Pokazywałem je np. w tym poście
 
 Ale wróćmy do 175. 
Dopiero pisząc ten post, zorientowałem się jak mało na ich temat informacji w necie, brak nazwisk, jednostek i tylko ogólne informacje: 
Projektant Hainrich Scholz
mogił zbiorowych 11
mogił pojedynczych 15
Leżą tu żołnierze Austro-Wegierscy i Rosyjscy... praktycznie poza lokalizacją nic więcej. 
Zastanawiam się czy nie warto, przy okazji kolejnego obchodu metodycznie zadbać o rejestrację i publikację nazwisk i ich jednostek - dla przeciętnego czytelnika był by to materiał nie do przełknięcia, ale w formie załącznika lub linku dla zapaleńców... może?


 Dziś Chrystus i krzyż są odremontowane - czyli de facto powstały od nowa, w/g dawnego wzoru. Ciekawe gdzie trafiły resztki, bo nie mam na ich temat żadnej wiadomości - postaram się ustalić. 

 Na "moim" terenie takich drogowskazów jest mnóstwo - powstały sto lat temu, by umożliwić bliskim dotarcie do miejsc pochówków ich synów, braci, mężów...
Cóż po stu latach nawet beton zyskuje szlachetne oblicze.  


 Kolejny przystanek
Kolejny raz to samo, jakieś marne notki, bazujące na Wiki, która sama wie guzik i to be pętelki...

Swoją droga ciekawostka - ten cmentarz jest odwrócony tyłem do drogi, podczas gdy były budowane zawsze frontem!
A to znaczy ze droga przebiegała tam gdzie stoją robiąc to zdjęcie, a nie za plecami cmentarza gdzie teraz biegnie. Prawdopodobnie, jak już pisałem była to gruntówka - w trakcie użytkowania została tak rozjeżdżona że wytyczono jej objazd, który potem przejął rolę traktu głównego. 
 
 I kolejny cmentarz , ukryty w lesie, sto metrów od drogi 177


A zapomniałem wspomnieć o Aurze - Aura była ... powiedzmy radośnie podniecona...

Potem "zaczęły się schody" nie tyle schody zresztą co... paryje. 

A wszystko to przez lenistwo (wolę tak myśleć) osób z gminy które ten szlak tyczyły. 
Ot przybita na drzewie tabliczka 20 minut do cmentarza 178...
Problem w tym że idąc za jej wskazaniami, czyli "prosto za dziobem" dojdzie się ... no nie dojdzie się do cmentarza a co najwyżej "na cmentarz" jak ktoś nie będzie uważny. 
Co zresztą zaraz wykażę. 

Wpierw rzut okiem na transzeje z czasów bitwy. Już mało czytelne, ale wciąż jeszcze można się domyślić linii okopów. Pamiętajmy, gdy powstawały, tu nie było lasu, tylko pola uprawne i łąki! 

A tu stanowisko CKMu, wyraźnie czytelne przedpiersie i okopy boczne. 

No więc za strzałką dojdziemy TU!
Rzyczę tfurcom tego szlaku żeby sobie tędy zeszli - ewentualne ofiary zakopię na własny koszt...
Kontroluję trasę GPSem - odchyła rzędu kilku stopni - w tym  miejscu muszę odbić na północ i do powrotu na włąsciwą ścieżkę mam dobre dwieście metrów! 
Specjalnie jestem tu o tej porze roku, bo teraz po prostu łatwiej wykazać pewne rzeczy gdy nie grzęźnie się w grubym, zielonym podszycie. 
A tu działał drwal z zacięciem do zacięć...

Link prowadzi do mojego drugiego bloga.
Trafiam baz pudła - GPS to potęga - co prawda teren znam świetnie - ale chodziło mi o przejście wzdłuż wyznakowanego szlaku - otóż nie jest on wyznakowany - bo od strzałki do teraz żadnego znaku nie znalazłem! 

To już Woźniczna  

Urokliwie zaplanowany na obrysie koła, wokół małego kurhanu, bardzo pasuje do tych okolic.

O kolejne szlako-wskazy gminne - ale o dziwo czasy się mniej więcej zgadzają...

Tak panorama - w tej dolinie, znaczy po tamtej jej stronie, spędziłem mnóstwo czasu w dzieciństwie - to rodzinne tereny. z rówieśnikami, przebiegłem każdy centymetr okopów, dotknąłem każdego drzewa - fajnie tak wracać...


Zagadnął mnie miejscowy, że ładna okolica- tak ładna odparłem, moja rodzinna. Otworzył szeroko oczy, ale okazuje się że zna, bardziej ze słyszenia nazwisko mojego dziadka, ktoś z jego rodziny tam mieszka, o tam widzi Pan na górce - tak wiem to od wujka Józefa, bo linia dziadka nie została przedłużona, ja noszę inne nazwisko bo dziadek miał tylko córkę...
Boże jaka ta ziemia swojska...

Widzicie te lasy na linii horyzontu - no to tam właśnie...

Wreszcie jest cmentarz 179
Tu spoczywają praktycznie sami Rosjanie i zaledwie trzech C-K wojaków

O znowu "strzałeczki" biada temu kto zaufa kierunkowi który wskazują...

  A wracamy już czerwonym, porządnie tyczonym i znakowanym szlakiem PTTKowskim... pełen komfort - można wyłączyć myślenie - jest tylko równomierny marsz pod górę. jeszcze tylko kolejne spotkanie - jakieś fajne małżeństwo wraca do domu, pewnie nacięli sobie trochę opału, na co wskazują ich narzędzia - zagadujemy - starszy pan (na oko okolice 80, ale na rękę bym się z nim nie siłował...) rozczula się nad Aurą bo ja mam kijki a ona nie - no niby tak ale ona ma cztery terenowe łapy a ja nie - więc moje kijki w porównaniu do jej łap to protezy zaledwie. Rozstajemy się z uśmiechem...

Na słonej czeka już transport i wracamy do domu.

Ps. Celowo przy każdym cmentarzu linkowałem inne źródło - ot dla porównania.

Friday, February 5, 2016

Święta Lipka - warmińsko-mazurska Częstochowa.

Nie uprawiamy "turystyki religijnej" ani niczego w ten deseń. To zaznaczam od razu. Na Świętą Lipkę trafiliśmy jako zwykli turyści, podczas urlopowego objazdu po okolicznych zamkach i miasteczkach. Stąd ani nasza odzież ani zachowanie nie mogą być utożsamiane z postawą pielgrzymią.  Tyle tytułem wstępu.

W zasadzie wcale Świętej Lipki nie planowaliśmy, ale była po drodze więc wstąpiliśmy na kilka chwil.

Nie wiem czemu ale zdecydowana większość sanktuariów maryjnych (nie tylko w Polsce) ma w sobie coś jarmarcznego - co prawda dla wielu są to miejsca święte, cel i przeznaczenie ich pielgrzymki, ale też nie brakuje tam straganów, kiczowatych i tandetnych "pamiątek", całej tej otoczki nastawionej na złupienie pielgrzyma, od wysokości opłat za parkingi poczynając...

Tak sobie myślę że to miejsca w których czas się zatrzymał - zmieniają się tylko ubrania i środki lokomocji tych którzy tu przybywają - atmosfera trwa przez wieki - tak było 100, 300 i więcej lat temu, a zważywszy że sanktuaria to nie jest bynajmniej patent chrześcijański i znane są z wszystkich większych religii na świecie - to pewnie taka sama atmosfera panowała w świątyni Izydy na File, czy Ateny na Akropolu trzy tysiące lat temu. A jeszcze wcześniej gdzieś w okolicach świątyń pramatki trzy... dzieści tysięcy lat temu... w sumie fajna podróż w czasie.


 Przy okazji znalazłem się na Camino, Akurat tych warmijskich szlaków jakubowych nie znam prawie wcale, jak jeździłem tam z harcerstwem to one jeszcze wyznaczone i opisane nie były, a potem nie jeździłem tam, a teraz jeżdżę z rodziną i nie jest to dobry czas by wybierać się na całodniowe wędrówki... Ale zapoznać się warto i być może uda się .... kiedyś tymi szlakami przejść.

 Przed świątynią miejsce piknikowe dla przybyszów.

A to już sanktuarium samo...
Barok, nie lubię baroku,
do tego późny barok, 
który lubię jeszcze mniej niż barok wczesny.
A na dodatek barok typowo jezuicki
którego .... 
no wcale nie lubię...

 We wnętrzach też barok
 I w sumie trudno żeby był gotyk...

 Ale zaczynam odczuwać zmęczenie przesytem

 W sumie już po kilku minutach.

 Na szczęście jesteśmy tu sami, i nie musimy czekać na "resztę wycieczki" 

Na zewnątrz zdecydowanie mniej to wszystko przytłacza.

 Kolejny miły oku detal - takie muszle chciał bym oglądać częściej. 

 Krużganki
     Kolumnada Berniniego z Watykanu to nie jest - ale miły cień daje. 

Na około wrze... nie wcale nie modlitwa - handel wrze - obrazki, figurki, ampułki z wodą święconą, płyty, książki itp... 

A samo miejsce? - trudno powiedzieć - Niemiecka nazwa miejscowości Heiligeliunde (święte lipy) pewnie też nie jest przypadkowa - zważywszy że Lipy i Dęby to były drzewa uznawane za święte, przy czym lipy towarzyszyły miejscom przeznaczonym na kulty chtoniczne (Wielka Macierz - się uśmiecha) to mamy za sobą odwiedziny w miejscu gdzie nawet najtwardszy maczo wymięka a kult trwa od więcej niż tysiąca lat i tylko kapłani się zmieniają...