Friday, November 27, 2015

Giżycko czyli - niedosyt.

Piękne mazurskie miasto, zważywszy na rozmiary (zwłaszcza w porównaniu z okolicą) mazurska metropolia. O niezwykłej historii tego miejsca świadczy choćby szereg nazw zmienianych wraz ze zmieniającymi się władcami tych terenów. Obecnie rządzą (?) tu Polacy  wiec jest Giżycko. Wcześniej panowali tu Niemcy (ściślej Prusacy), wtedy zwało się Lötzen. Ale przed Prusakami byli tu jednak także Polacy tyle że wtedy miejsce nosiło nazwę Łuczany, będąca spolszczeniem Pruskiej (nie Prusackiej) nazwy Lēcai.  Ale to nie koniec, po tym jak pod koniec 1944 r. oddziały radzieckie z zaskoczenia zdobyły Lötzen i przez cztery miesiące dewastowały je kompletnie i metodycznie, zostało przekazane (łaskawcy) w ręce polskiej administracji i wtedy jego nazwę spolszczono na Lec, (zrobił to J. Szafrański - podejrzewam że to on, bo "logika" ta sama, spolszczył półwysep Kahlen na Kal - tu o tym pisałem). w sierpniu 45 stało się (powrócono?) do nazwy Łuczany, tylko po to by rok póżniej Komisja Ustalania Nazw Miejscowości mogła mu nadać na cześć Gustawa Gizewiusza (Giżyckiego) nazwę Giżycko.
Sporo tego prawda?

Teraz zważmy na okoliczność iż prawdziwych Mazurów tu praktycznie nie ma - zostali zmuszeni (prośba, groźbą, perswazją) do emigracji - oczywiście wybrali Niemcy, bo tam było znacznie bogaciej niż w PRL i bez totalitarnej "opieki" państwa na pewno oddychało się swobodniej. Za to mnóstwo tu przesiedlono ludzi z południowo wschodnich rubieży naszego kraju - co po części tłumaczy, czemu czuję się tam tak dobrze - a jak tu nie czuć się dobrze pośród ludzi którzy przez dziesiątki pokoleń byli Łemkami, lub obok nich mieszkali i pokrewieństwo z nimi czuli, a dopiero od trzech/czterech są "Mazurami"?

Giżycko jak to z rodziną odwiedzam w najmniej akceptowany przez siebie sposób... samochodem (pieszo, lub rowerem, było by bardzo OK, pociągiem OK autokarem... bez sensu...) Ale trudno ojczyzna i rodzina wymagają ofiar.

Oczywiście byliśmy i w Boyen i na cmentarzu z I Wojny i na moście obrotowym nad kanałem Łuczańskim (Giżyckim) i pod zamkiem - ale to w osobnych wpisach, żeby nie przeciążać.

Dziś samo miasto:

 Kanał Łuczański z mostem obrotowym

 A to ten sam kanał ale już przy ujściu do jeziora Niegocin.


 Okolica portowa zatem i miejsc wyżerki nie brakuje, jedne w lepszym guście inne w mniej ... lepszym. ale ogólnie sporo.

Moi zostają coś zjeść. Jak zwykle kupujemy kartki i... no właśnie, najbliższa poczta jest gdzieś w centrum a tu nigdzie znaczków nie kupisz (to nie wina handlowców, tylko polityki poczciarzy - znaczków nie opłaca się mieć w ofercie, bo kwitek z kasy fiskalnej jest więcej wart, niż zarobek sprzedawcy na znaczku...)
Na ochotnika zgłaszam się że ja sobie już pójdę po te znaczki...
No to sobie poszedłem...

 Ulicą Olsztyńska idę na Plac Grunwaldzki



 Znajduje pocztę, znajduję punkt IT i znajduję

 miejscową laskę, tuz przed nieczynnym kinem z wystrojem jeszcze z lat 70 tych (przecież to zabytek, czemu się dopuszcza by niszczał?)
 
 Laska całuje żabę - pewnie liczy że zamieni się w księcia, ach ta kobieca naiwność, ileż to już łez wylano
"bo ja liczyłam że po ślubie się zmieni..."  
Nie nie zmieni się! Ani po ślubie, ani po pocałunku.

 Bardzo ciekawa fasada.

 Widzicie to spojrzenie? 
"przecież cie pocałowałam, na to ty k... jeszcze czekasz?" 

 Kościół ewangelicki przy placu Grunwaldzkim - uroda nie powala, ale trzeba przyznać że bryłę ma stosunkowo nieczęsto występującą. 

Na koniec - tego bym sobie nie darował.

 Greckokatolicka (Ukraińska) cerkiew pod wezwaniem Trójcy Przenajświętszej 
(tak samo jak mój kościołek parafialny)
 
 Wybudowana i utrzymywana przez ludność ukraińską (Łemków, Rusinów, pokrewnych?) przesiedloną tu w ramach akcji Wisła,
jest piękna i zadbana. Stosunkowo młoda bo z początku lat 90 (wcześniej PRL w ramach dbałości o "wolność" i  "otwartość" naszego społeczeństwa skutecznie uniemożliwiał jej powstanie), ale warta zobaczenia.

   A to widomy znak że Ukraińcy pamiętają i chcą by pamięć przetrwała.

Mało mi tego Giżycka. Bardzo mało, a nie wiem kiedy tu znów trafię. 


Sunday, November 22, 2015

św Trójca w jesiennej mżawce

Św. trójca to mój kościół Parafialny. Mały drewniany a historii w nim tyle że dla niejednego barokowego molocha by wystarczyło. W każdym razie na zagładę był przeznaczany już kilka razy a zawsze.... opatrzność boża i ludzka mądrość (tudzież ręce pracowite) od zatracenia go chroniły.

Do pisania o nim zabieram się już ... czwarty rok (a może piąty?) i zawsze jakoś mi schodzi. A szkoda. Bo wart jest tego.

Być może dzisiejszy post rozpocznie cykl opowieści o Kościele pod wezwaniem  św. Trójcy w Tarnowie na Terlikówce.

Młodszy Młody wewnątrz na spotkaniu aspirantów ministranckich (mamy liturgiczną służbę ołtarza liczniejszą niż w ... samej katedrze - proboszcz chodzi dumny i dba o nich jak o własne dzieci), starszy Młody, już lektor, w domu. Tata zrobił zakupy i zamiast siedzieć w ciepłym samochodzie, pląta się wokoło z aparatem.  
 



 Trzy widoki od południowego zachodu

 Ten od południa 



  Południowy wschód też razy trzy


Wieżyczka dobudowana do frontu, widok od północnego wschodu.

Tyle na dziś, ale obiecuję wrócić z szerszym opisem i większą ilością zdjęć. 


Friday, November 20, 2015

Reszel - szlachetny kamyk który może stać się klejnotem,

Prawdę powiedziawszy mało znam miejscowości które są równie urokliwe co Reszel, z równie co On ciekawą historią. Oczywiście jak sporo (może większość?) miast na Warmii swoje powstanie i rozwój zawdzięcza Krzyżakom. Obronne grody, potem lokowane w miasta były istotnym czynnikiem ujarzmiania tych ziem i ich germanizacji. Na plus jednak tej sytuacji należy zapisać jedno - Niemcy nie posiadając demokracji szlacheckiej nie musieli okupywać łaskawej zgody sejmu na panowanie co raz to nowymi dla szlachty przywilejami. Które - jak to zawsze bywa - udzielane są kosztem kogoś innego, w przypadku Rzeczypospolitej rachunki płacili mieszczanie i chłopi. U "Krzyżaka" wystarczyło płacić podatki.
Zatem miasta kwitły - zdarzały się oczywiście okresy upadku, ostatni taki wiąże się z odzyskaniem tych terenów przez Polskę. Niestety nie była to Polska ale PRL która potem przemianowana została siłą UBecji (Kiszczak, Jaruzel i pomniejsze płazy, tudzież tzw. "konstruktywna" opozycja) na III RP. Efekty widać - zubożenie,. wyludnienie, marazm. Szansą okazały się fundusze europejskie (ale co się musiały samorządy zapożyczyć, żeby móc otrzymać dofinansowanie to o tym już się milczy), niestety obłędny pomysł "metropolii" kolejny raz zaowocował drenażem środków sił i co najważniejsze najzdolniejszych ludzi z małych miejscowości do dużych miast.

Ale mimo wszystko Reszel jest.
Jest piękny, zadbany, choć peryferia czasami straszą - ale tego na moich zdjęciach nie zobaczycie. Rozwija się posiada kilka niezwykle malowniczych zakątków i .... mam nadzieję ... że stanie się atrakcją na miarę Malborka. 

 Jedna z pierzei na Rynku, nie będę się wdawał w szczegółowe opisy, niech to czynią miejscowi krajoznawcy. 
 
 Apteka "pod orłem" 
znaczy sam orzeł - ale za to konkretny ;-) 

 Ciastkarnię polecam a jak traficie gdzieś na produkty z tym szyldem to na pewno nie będziecie rozczarowani. Jadłem! Jak jestem świnia na słodycze, i żrem je gdzie popadnie to podobnie smaczne spotykam nader rzadko.
Nawet nie znam nazwy tej uliczki - być może przedłużenie Jagiełły - ale nie koniecznie - w każdym razie prowadzi na Kościół św.św. Piotra i Pawła.
Podobnie malownicza uliczkę widziałem wcześniej tylko w Bielsku Białej (tam też była ciastkarnia... mniam)  
 Lokalna specjalność - płoty konieczne są - to wiemy, ale zamiast szkarad z blach czy dykty, można z nich uczynić sensowny użytek, w formie prezentacji historycznej. 
W Węgorzewie  spotkacie taki przy Nowej marinie - sławiący historię i życie braci Ejsmontów.  

 Zamek - jak by ktoś się od razu nie domyślił... ;-)
Zamek biskupi - więc choć de facto Krzyżacki, to jednak nie były to koszary, ale siedziba mieszkalna, co do dziś jest widoczne.

 Paderewski - armatka polna i coś z klimatów Magdaleny Abakanowicz (może oryginał? - rodzinka nie dała mi sprawdzić).
Cokolwiek eklektyczne zestawienie...

 Gość w dom - Bóg w dom, ale
Na wszelki wypadek, solidne wieloczęściowe wrota i brona zawsze się mogą przydać.
Jak by ktoś skojarzył że "piję" do arabskich kolonizatorów to... dobrze kojarzy.

 Oto rygiel co się zowie! - może automatycznie z pilota w kluczyku nie działała, ale za to była na pewno mniej zawodny ;-) 

 zamków dziedziniec - niby biorą opłaty za wstęp, ale faktycznie jest po co wchodzić.

 Ciemne nieoświetlone lochy... nikt tam nie wchodzi, choć zakazu jako takiego nie ma... no ja i Mikołaj wchodzimy. Latarki w dłoniach i do boju... niestety pusto i posprzątane, ale za to drewniane schody skrzypią i chwieja się zawadiacko... wychodząc znajduję wyłącznik światła... ale z latarkami większa przygoda.

 Widok z zamkowej wieży - nietrudno dostrzec ;-) 
 
 W rzędzie tych uroczych domków jest nader fajny i przyjazne sklepik z pamiątkami, od kartek pocztowych (co się chwali), poprzez koszulki i milion innych duperszwanców a nawet coś na kształt antykwariatu - zwanego po galicyjsku (słusznie) starociami. 
Do tego miła pani właścicielka i nie wygórowane ceny. 


 Maniakalnie lubię chodzić po dachach, ale pochył graniczny to 45 stopni, tu jest tak na oko w okolicach 60. 
Po Gąsiorach to chyba tylko okrakiem siedząc, ale i to bojna. 

 Trochę trudno mi zaakceptować taki widnokrąg - z ziemi tak nie straszy - bo Warmia i Mazury to zielona kraina i drzewa zazwyczaj przesłaniają okoliczność że na horyzoncie nic nie ma (u mnie nie ma za to horyzontu, bo zawsze coś jest przed nim)
 


 No mówcie co chcecie - klejnocik byle tylko żadna władze nie zaprzestały jego szlifowania. 



 Zamkowe zaułki - prawdę powiedziawszy takie widzę po raz pierwszy - nie wykluczam że były w tych zamkach które teraz są ruinami, ale w tych co ruinami nie są , podobnych nie ma. 

 Wincenty Pol 


 Hmmm czystość zamkowych okien nieodparcie skłania by przez nie patrzeć... ;-) 


 A po tej wieży i po tych krużgankach spacerowaliśmy jeszcze 10 minut temu...


Kierujemy się nad gotycki ceglany most


 No i tu znowu nie należy wchodzić 
W sumie skarpa solidna a schodów brak - jak by każdy wchodził to w końcu ktoś by spadł i kark skręcił.
Ale ani ja ani Mikołaj nie nazywamy się "Każdy". 


 Bardzo malownicza budowla - o dziwo bez specjalnych zdobień, po prostu pięknie wkomponowana i chyba urzeka proporcjami. 

 Zakładam ze działali tu ci sami mularze co i przy budowie katedr pracowali - stąd zapewne płynie piękno tej konstrukcji. 

Zaczepia mnie jakiś facet i zagaduje po niemiecku 
-"schöne Brücke"
O żesz myślę sobie, Niemiec, i mnie za Niemca bierze, albo Polak, i chce się Niemcowi podlizać. Tak czy siak, konwersacji z tego nie będzie. 
- "ja, wirklich" odpowiadam, ale w tym momencie przykładam aparat do oka i udaję że straszliwie pochłania mnie robienie zdjęć. Za chwilę zostaję sam. 


 Do centrum wracamy parkiem miejskim - upał nas co nieco "zagotował" i pora ochłonąć. 

A tam w zaułkach jeszcze tyle ciekawostek a tu... już mus jechać dalej

Pozdrowienia dla wszystkich mieszkańców Reszla.