Monday, January 19, 2009

Kulig na Brzance

Brzanka jest leżącym nieopodal Tuchowa, a dwadzieścia kilometrów na południowy wschód od Tarnowa pasmem wzniesień będących zewnętrznymi partiami Karpat fliszowych leżący w obrębie płaszczowiny śląskiej. Komuś kto nie interesuje się geologią niewiele to mówi, ale jest informacją istotną, gdyż w przeciwieństwie np do Ciężkowic wszelkie głazy które tu znajdziemy nie są pochodzenia polodowcowego ale są ostańcami, czyli tymi partiami skały które ze względu na spoistość i budulec nie poddały się procesowi erozji jaka zniszczyła otaczające je połacie. To prastare miejsce. Najwyższy szczyt pasma to właśnie Brzanka 534 m npm.
Poza tym jest jeszcze cały szereg nieco mniejszych wierzchołków, które niejednokrotnie stanowią wspaniałe punkty widokowe.
W czasie II Wojny Światowej tereny te były ostoja partyzantki, na przemian z terenami wokół Jamnej. specyficzne ukształtowanie terenu, długość pasma i niedostatek dróg przecinających je w poprzek, sprawiał że z taktycznego punktu widzenia była to świetna baza dla partyzantów którzy mogli nie bać się osaczenia w tych terenach. Dziś pozostają nam z tamtych czasów małe schowane w lesie i na grani pomniki, oraz tablice i zdjęcia pamiątkowe pokazywane choćby w...Bacówce na Brzance. Tak się składa że tu walczył brat dziadka mojej żony a nieco na zachód od niego na terenach wokół Łowczówka i Pleśnej mój dziadek...więc tereny te są nam szczególnie bliskie.

Dziś Brzanka to wszechstronne miejsce wypoczynku i rekreacji. Dostępne dla ludzi starszych (których tu nigdy nie brakuje, a którzy zawsze służą młodym adeptom turystyki przykładami szlakowego savoir vivre'u), rodzin z małymi dziećmi (jak my), miłośnikom rowerowych i konnych przejażdżek - niestety w sezonie nie brakuje tu też quadowców (niech im ziemia lekką będzie).


Mimo potężnego zaśnieżenia na sama górę wyciągamy się naszą skoda bez specjalnych przygód, aczkolwiek psują mi się łańcuchy (mea culpa - było im zrobić przegląd, przed wyjazdem) i muszę wycofać się z jednego podjazdu bo ze stanu spoczynkowego do przodu nie pojadę, koła ślizgają się na grubej warstwie zlodowaciałego śniegu, brak blokady dyferencjału uniemożliwia ruszenia do przodu - po zjechaniu w dół powoli na wypłaszczeniu nabieram prędkości i dźwigam się w górę, jeśli nie stanę to dojadę bez problemów - nie stanąłem...
Ale jestem zły na siebie o te łańcuchy - w końcu po to je wożę w bagażniku.

Musimy dwadzieścia minut poczekać na "koniarza" wiec korzystamy z okazji by popatrzeć na okolicę z wieży widokowej.
Przy dobrej widoczności widać stąd Tatry i Magórę, ale dziś takiej nie ma, choć i tak aura nam sprzyja i jest słonecznie.



Za nami są tatry...ale ich nie widać.



Ten pagór po prawej stronie to właśnie Brzanka - najwyższe tu wzniesienie.



a tam za drzewami to Ryglice



A to już Bacówka.

A tam właśnie w sinym powietrzu kryje się Magóra - także przepięknie miejsce.

jak widac za mną i Miłoszem Tatr nie widać.

"Koniarz" (po miejscowemu mówimy "koniorz" - ale że to może razić oczy co bardziej wrażliwych, przeto niech będzie bardziej z warszawska "koniarz") przyjechał i pakujemy się do sań. Prawdę powiedziawszy liczyliśmy na nieco wygodniejsze oparcie - dla nas w sam raz - ale dzieciaki tu utrzymać to będzie spore wyzwanie.

No i w drogę

Jak widać radości nam nie brakuje

Krótki materiał filmowy - niecałe 2,5 mb, ale jak ktoś ma słabe łącze to niech zrezygnuje.



Ani widoków. A to dopiero połowa trasy...



No cóż może nie była to rajza z Pałkiewiczem po Syberii, ale choćby ze względu na kamienistość drogi, mnóstwo kolein powstałych w trakcie ścinki i zwózki drzew nasze tyłki zostały wystawione na ciężką próbę - ale warto było!

A po kuligu czas na odpoczynek, rozgrzanie się ciepłą kawą w ciepłym przytulnym wnętrzu bacówki.

I rzecz jasna uraczenie się miejscowym specjałem (powoli przechodzącym do legendy) czyli - PIEROGAMI RUSKIMI - wyrób miejscowy w 100 procentach - porcja 6 złotych - polecam. NIGDZIE nie zjecie czegoś podobnego, co ciekawsze za każdym razem pierogi nieco różnią się smakiem, a to właśnie dlatego iż robione są z miejscowego sera, który powstaje z miejscowego mleka - mleczarnie nie dostaje szansy by zniszczyć to co wytworzyła natura, a że krowy co innego jedzą wiosną, co innego latem a jeszcze co innego jesienią i zimą, przeto i smaki sera różnią się zdecydowanie.

Ostatnie rzuty obiektywu na drzewa i

ostańce
(obecnie jest to także głaz upamiętniający walczących tu partyzantów)

A w drodze powrotnej także nie brakowało nam wspaniałych widoków.

Myślę że na emeryturze, jak już dzieci pójdą w swoją stronę, jak nie będzie nam brakowało czasu, to także tu będziemy przyjeżdżać i wtedy dopiero zrobię wszystkie te ujęcia, które dostrzegłem, a których zrobić nie mogłem.

Ps. Nocleg w Bacówce to tylko 22 zeta od głowy, więc może warto tu zaplanować sobie odpoczynek, jak będziecie w pobliżu.
Posted by Picasa

2 comments:

Rado said...

Pięknie.

Anonymous said...

Dzieki za ciekawy blog