Thursday, July 31, 2014

Praga jeszcze (już) śpi.

W Pradze jesteśmy wczesnym bardzo rankiem, lub późno w nocy - jak widać czas jest względny nie tylko wobec prędkości i grawitacji ale też względem obserwatora (znaczy jeśli jeszcze cokolwiek do niego dociera).

Autokar zatrzymuje się praktycznie w centrum, ludzie wysiadają, z luków bocznych wyszarpując swoje ogromniaste bagaże. My mamy wyłącznie poręczne plecaki i cały majątek w nich. Szybko oddalamy się od dworca, jak znam takie miejsca zaraz ktoś przypijawczy się, bądź to w roli przewodnika, bądź, osoby przewodnika potrzebującej. Pierwszy nam niepotrzebny, na bycie drugim nie mamy ochoty. Ten czas jest tylko dla nas.

Zaczyna lekko mżyć.

Tuż obok dworca dostrzegam McDonalda, jest zamknięty, lecz na zewnątrz ma kilka ławek - niemożebnie zaśmieconych kubełkami po obroku dla "smakoszy", ale co tam, szybko robimy sobie na jednej z nich porządek i zasiadamy do śniadania. W ruch idzie mój niezbędnik, przekrawamy bułki, do bułek wrzucamy całe kawały pasztetu i szamamy z wściekłym smakiem - podróże prócz kształcenia, zaostrzają też apetyt.

Wzdłuż Wilsonovej tuptamy nad Wełtawę.

 Ostrów (ostrów to taka wyspa na rzece - jak by kogoś interesowało) Stvanice a na nim... - no popatrzcie jaki ten los szyderczy jest - mnie energetykowi zawsze coś w deseń energetyczny pod obiektyw podstawi... A robiąc to zdjęcie wcale nie wiedziałem co fotografuje, dopiero gdy szukałem wiadomości do tego postu, czyli minutę temu się dowiedziałem że to - elektrownia wodna! Ale jaja!

 Wełtawa - po czesku Vltawa i teraz uwaga - powiedzcie sobie tak po cichutku ale wyraźnie: Więsła, Wąwel, Węłtawa, Wątok, Dąnajec, Dąnaj, Biąła - nie brzmią podobnie? A tak onomatopeicznie to z czym się kojarzą? Z czymś co glą-blą bulgocze, przelewa się gdzieś pod nogami, jest mętne i muliste - wypisz wymaluj nasze rzeki. A Wawel w tym kontekście? - a widział ktoś zakole Wisły pod Wawelem - jakie jest glą-blą?  - No to się naszym praszczurom musiało tak skojarzyć - Biały bąbel (wapiennej skały) nad rzeką która robi gla-blą.  Ale wróćmy nad Bełtawę...

Idziemy nadbrzeżem wpierw Ludwika potem Dworakowym, aż do mostu Čechův (czyli mostu Czecha). To najkrótszy z praskich mostów lecz także jeden z najurokliwszych. Niestety jest tak ciemno, zaczęło coraz silniej padać, a chmury odcięły nas od wstającego z wolna słońca, że zdjęcia wypadają fatalnie.

 Dzielnica Josefov - jak widać mało co widać, aparat wędruje do plecaka, w takich warunkach byłby sprzętem nie tylko bezużytecznym lecz zgoła groteskowym.

Zasuwamy przez most do parku na Górze Letnej - po cichu licząc ze pośród Letenskich Sadov znajdziemy miejsce ciche i ustronne... mówiąc dosadniej chciało nam się sikać ;-) - od razu mówię sukces! - nie my jedni zresztą wpadliśmy na ten pomysł - ślady nie pozostawiają złudzeń, że prócz walorów widokowych Letna ma też i inne... zalety ;-)

Ale być tu i nie skorzystać z widoku? Barbarzyństwem było by...
Na samej górze, coś co przypomina dźwig typu żuraw lub zaporę drogową zwaną z niemiecka szlabanem, odsadzony na dziwacznej, surrealistycznej podstawie która wykorzystałem jako... statyw - by pstryknąć sobie z Marzenką sweetfotykę.

Poza tym mnóstwo graffiti, butelek (o dziwo mało puszek - ale ci Czesi na smakoszów się snobują - ja tam bym wolał szkła nie taszczyć bez sensu, to co zarobię na smaku, stracę na zasapaniu), znana mi też z Polski kretyńska wystawa butów zarzuconych na kable (niektóre lepsze od moich - gdybym miał możliwości techniczne chętnie dokonał bym zamiany) oraz
W I D O K !!! 

      Cała Praga u stóp - jeszcze śpi, już śpi. deszcz ciągle siąpi - nic to wkrótce słońce rozgoni deszczowe chmury - schodzimy na dół. Przed nami Most Karola i Mała Strana - chcemy je mieć tylko dla siebie.

4 comments:

Nomad said...

Od pewnego czasu mam ochotę na wycieczkę do Pragi. Kiedyś tak na dziko cały dzień zwiedzałem Paryż. Wybieraliśmy co ciekawsze miejsca na mapie. Bardzo dobrze wspominamy to zwiedzanie.

Jula said...

Praga deszczem wita. Szkoda, że taka smętna pogoda na sam początek spaceru po mieście, ale miało to zapewne swoje uroki.

makroman said...

Nomad bo tak jest najfajniej - żadne wycieczki, żadni przewodnicy. Mapka i radość bycia wystarczą. My tak co roku z Marzenką gdzieś sobie jedziemy - a to Rzym, a to Lwów... jak nam się zachce. Na dłużej jest ciężko, bo dzieci, prace, dom, rodzina - ale na jeden dzień się udaje.

Nika - bynajmniej jako smętnej tej pogody nie odbieraliśmy - wręcz odwrotnie - baliśmy się porannej spiekoty.

Jaśmin said...

Most Karola jest taki majestatyczny wśród innych praskich mostów...Pozdrawiam:)