Tuesday, July 15, 2014

Tuż przed wakacjami

Wakacje zbliżały się nieubłaganie, były jak wyrok - koniec z wędrówkami, koniec z samotnością na szlaku, dzieci, dzieci, dzieci, żona, dom, dzieci, obiad i tak w koło - straszny czas.

Za kilka dni rozdanie świadectw, zadań już nie zadają, uczyć się nie ma po co, dni najdłuższe w roku, spać się nie chce...

Tymczasem...
w okresie trzeciorzędu (nader pojemne określenie od od 65 do 1,8 mln lat temu) było tu morze... solidne głębokie, lecz i takie płytsze, cieplejsze, z piaskiem na dnie, i ten piasek odkładał się warstwami, i odkładał, i odkładał... szmat czasu się odkładał. Były pośród niego i drobne kamienie, i jakieś żyjątka ale głównie drobne ziarenka jakie znamy z plaż.

Potem nastąpiło coś co naukowo nazywają diagenezą - czyli przekształcenie tych osadów w twarda skałę.
i znów minęły milionlecia - tu gdzie było morze wypiętrzyły się góry a te jak wiadomo... wietrzały.  I znów naukowy termin... denudacja - twarde skały się ostały, miękkie wypłukały wody, wywiały wiatry, wygniotły lodowce, wynieśli na butach turyści.

A propos turyści - czyli my właśnie.
Cały dzień upały, nie wiadomo co z sobą zrobić, czego nie, jak jedni się zbierają to druga nie chce, a jak druga chce, to jedni właśnie zasiedli do komputera i żadna siła poza wybuchem jądrowym ich stamtąd nie ruszy. Nadchodzi wieczór - zabieram głos i stanowczo oznajmiam iż mam dość tego cyrku, natychmiast się zbieramy a opornych pogonię kopniakami. Skutkuje. Ja plecak spakowany mam zawsze, ładuje doń aparat i jestem gotów - reszta się organizuje, z bólem i oporami ale jednak skutecznie.

Siadamy w samochód i po półgodzinie jesteśmy na miejscu.

 Chłopcy szaleńczo rzucili się do gonitwy - prowadzę ich niebieskim szlakiem - sam znam też inne przejścia, ale akurat ten jest stosunkowo bezpieczny, malowniczy i daje okazje opowiedzenia im czegoś zarówno o powstawaniu jak i o procesach wietrzenia, ba nawet w których miejscach były wodospady a w których podwodne jaskinie... to wszystko zapisało się w kamieniu. Czerwony kolor skała zawdzięcza oczywiście tlenkom żelaza.


 Panorama pogórza Ciężkowickiego

 I drobny jej wycinek

 Skała z krzyżem, wciskamy się tam rozpadliną którą widać na dole. Marzenka zostaje i robi nam zdjęcia (nigdy jeszcze nie udało mi się jej wyciągnąć na górę).  Miłosz został na półce skalnej - kiedyś był tam wodospad, i ciężki twardy kamień który podrzucany woda obracał się niczym koło młyńskie - wycierały się otaczające go skały lecz i on sam, w końcu stał się na tyle mały, że woda wyniosła go na zewnątrz i przepadł - została mini jaskinia.
 Krzyż - poznaliście go w poprzednim poście - u dołu Ciężkowice, mało widoczne, w cieniu, słońce już zachodziło. kiedyś pojadę tam specjalnie by pokazać także to miejsce (albo poszperam w archiwum, bo mam sporo zdjęć stamtąd - jak będą godne pokazania, to pokazane zostaną)

 Lubię spotykać swoje alter ego na szlaku - tym razem w wersji młodocianej.

 Wiatka na szlaku, tak pomiędzy nią a słońcem są jeszcze wzgórza Bistuszowej i wieża widokowa ...

Ot taki urokliwy krajobraz, ju z schodzimy - skała z krzyżem była szczytem i celem - do Wąwozu Czarownic ich nie prowadzę, zbyt późno jest - zdąży się ściemnić nim tam wejdziemy - a po ciemku zbyt tam niebezpiecznie. rumosz skalny i woda.

 Królewskie Miasto Ciężkowice - jak będziecie w okolicy wpadnijcie. Woda pyszna, zimna i czysta.

My zatrzymujemy się jeszcze na kiełbasę z rożna (poszła jako że już po zamknięciu lokalu po 5 zamiast po 8 zeta... Miłosz zjada swoją i połowę mojej... patrzy tęsknie na tackę Mikołaja i Mamy... ale Ci są nieubłagani.

Po kiełbasce jeszcze kładką nad szosą idziemy na skałę Ratusz i mamy widok na "czarownicę" (komuś się skojarzyły z wiedźmim zakrzywionym nochalem te podcięcia wymyte w skale przez rzekę Białą.
a potem jeszcze skała Grunwald i jej minijaskinką i ... oni wcale nie chcą wracać!Ale jestem doświadczonym wędrowcem - dobrze wiem że są zmęczeni, trzeba im tylko to ich zmęczenie uświadomić - siadamy na chwilę, odpływa adrenalina, przycicha burza endorfin... nogi stają się ciężkie, powieki też, wiatr chłodniejszy, światła mniej... Tato wracajmy.

11 comments:

Gabriela Jaworowska said...

witam...i dziękuje za odwiedziny...a co do Szyndzielni...to ta miłość twoja i zachłyśnięciem się wolnością...znów nie tak dawno było...( dzieciaki jeszcze małe)ale wyprawka ciekawa...pozdrawiam...turystycznie:)))

Gabriela Jaworowska said...

Twoja wyprawka ciekawa...

makroman said...

Dawno niedawno to kwestia względna - co dla kogo znaczy 30lat?
A dzieciaki małe, bo się nie śpieszyłem... Do ojcostwa trzeba dorosnąć.

ikroopka said...

Nie narzekaj, nie narzekaj, dzieci rosna nie wiadomo kiedy, staja sie dorosłe i same maja dzieci, a człowiekowi nagle robi sie pusto w domu...
W Ciężkowicach byłam, niestety tylko w samym miasteczku, ale i tak warto było, bo urokliwe.

makroman said...

Jasne ze dorastają a potem podrzucają wnuki - optymalny jest czas kiedy już można ich zostawić samych a jeszcze z domu nie wyfrunęli ;-)

Odwiedź koniecznie też Skamieniałe.
A do wyboru masz jeszcze w okolicy Grzyb koło Wiśnicza czy Kamienie Brodzińskiego.

brzoza said...

Ja wolę zwiedzać zamki...Góry mnie nie ciągną...Bardzo ciekawie przedstawiłeś swoją wyprawę...Pozdrawiam:)

Mo. said...

Mimo wszystko fajnie, że się jednak obyło bez kopniaków. Jakoś sobie nie mogę wyobrazić Makromana przejawiającego przemoc wobec rodziny no ale w sumie nigdy nic nie wiadomo :). Za jakiś czas dzieciaki będą wdzięczne że ich z domu wyciągałeś i pokazywałeś Świat więc się nie zniechęcaj. Miłych kolejnych wypadów i niech moc będzie z Tobą :)

Jula said...

Ale miły spacerek, albo raczej wędróweczka ;)

Nomad said...

W Ciężkowicach są niezłe "baldy" do wspinania. Syn często tam jeździ. Ja też byłem.

makroman said...

Mo - czasami trzeba być brutalnym - potem aż dyszeli z zachwytu i nie chcieli wracać, ale żeby ich ruszyć to trzeba pokonać wielką inercję.
A jak wiadomo żeby przetoczyć wagon węgla nie wystarczy tysiąc słów, ale wystarczy solidny lewar i nieco brutalnej siły ;-)

Nika - raczej szaleńczy bieg na łeb na szyję... na szczęście ich tato jest w takiej formie fizycznej, ze bez problemu dorównuje i speszy z asekuracją.

Nomad - są, na moje oko Kamień leski ciekawszy (do wspinaczki)

makroman said...

Brzoza - ja po zamkach też maniacko - tylko ostatnio jakoś tak w inne miejsca wypady były - ale już są plany na Kazimierz i kilka zamków wokół niego (głównie ruiny). W tej chwili mamy już "zaliczone" ponad sto zamków i ruin w Polsce, plus sporo poza granicami (Ukraina, Słowacja, Czechy, Włochy, Grecja, Austria, Niemcy, Dania, Szwecja ufff, a jeszcze Norwegia).