Friday, June 5, 2015

33 kilometry wilgoci

jaki był maj przypominać nie trzeba, na południu Polski, jak nie padało to... lało, w najlepszym razie mżawka. Generalnie mało turystyczna aura, ale cóż - nie wytrzymałem.

Tę trasę planowałem jako wzorcową od zeszłego roku, chodziło mi o wyłapanie czasu przejazdu, tak aby móc rozpisać jej modyfikacje, na miejsca w okolicy które mnie interesują - wyszło mi że spokojnie mam dwie, trzy godziny luzu, czyli bez bólu będę mógł "dorzucić" jeszcze ze dwadzieścia kilometrów. Jak zwykle pomieszałem nieco szlakami, jadąc raz rowerowym, a później znów pieszym. Pierwszy odcinek to w ogóle poza szlakiem.

Nie jest to rzecz jasna wyprawa na miarę tych nomadowskich,  ale zarówno jej założenia były inne, jak i ramy czasowe - musiałem zdążyć do pracy.

Route 3 050 620 - powered by www.wandermap.net


Zaplanowana trasa: Tarnów - Tarnowiec - Nowodworze - Radlna - Świebodzin - Kłokowa - Rzuchowa - Błonia - Kępa Bogumiłowicka - Mościce. W rzeczywistości z powodu fatalnego oznakowania szlaku - trafiłem do Koszyc Małych które trzeba umieścić pomiędzy Rzuchową a Błoniami. Ale nie żałuję - fajny tam podjazd. A przy okazji miałem rekonesans co do przejezdności tej trasy i plany na następny wypad.

 I - Radlna



 Piwnica typu ziemianka

 I jej zawartość 
Jak widać nikt tego nie pilnuje i nikt tego nie kradnie...

Charakterystyczne dla terenów podtapianych domy na wysokich podmurówkach.

 Centrum wsi...
taka "nowoczesność" kostka brukowa, jakieś ławeczki, klombiki - niby schludnie ale... no właśnie tzw "fundusze europejskie" prowadzą do unifikacji na skalę wprost przerażającą - konia z rzędem temu kto dostrzeże w danej miejscowości chocby cień indywidualnego, miejscowego klimatu. 

 I klimaty cokolwiek Chopinowskie ;-)
Radlna leży w pradolinie Białej i jako taka ma charakter łęgowy i zalewowy - czyli równinka, ale to wkrótce się kończy.
Niewielki podjazd i

II - Świebodzin

  Herb cokolwiek bojowy. 


Bufonada - ale prawdę powiedziawszy, krzywe zwierciadła to jedyne w których moja gęba wydaje mi się warta uwagi. 

III - Kłokowa

 Stacyjka w Kłokowej widok z "górki".

 A to już na stacyjce samej.

 I jeden z powodów dla których warto to miejsce odwiedzić. 

IV - Rzuchowa

To już po drugiej stronie Białej - fajna przygoda - Policjanci akurat urządzili sobie w okolicy stacyjki łapankę na "pijanych" kierowców (dwóch na skuterach zatrzymali). 
Ruszając w dalsza trasę wsiadam na rower a w tym momencie... proszą o dmuchanie także mnie!
- "no wie pan, póki pan prowadził, nie było podstaw..."
Wynik oczywiście 00.


 Jedno z tysięcznych miejsc tragedii w Polsce.
Ciekawe czy tu też idiota z FBI (żaden idiota - s...syn dobrze wiedział co chce powiedzieć!)
mówił by o współwinie "dobrych ludzi". 

Przysiółek Rzuchowa podgórze i 

 No mówcie co chcecie ale na takiej maszynie to nawet Bronek prezentował by się jak mężczyzna.
Analogia jest zresztą głębsza - bo cały "motor" to jedynie ustawiona w celach reklamowych atrapa...
Ale kumpla w pracy dali się podejść i pytali ile zapłaciłem? ;-)

 
 A oto owa zmyłka, która doprowadziła mnie do Koszyc Małych - podjazd urokliwy, ale daje w kość, na odcinku może 50 metrów jest prawie tyle samo przewyższenia! Trzeba solidnie cisnąć. 

 "szczyt" 

 I widok na Górę św. Marcina "rodzinne strony" ;-) 

Na mapce widać taką "śmieszną" niby literę T - to właśnie tam błądziłem w poszukiwaniu znaków szlakowych. W końcu sięgnąłem po mapę i ustaliłem że muszę wracać. Zresztą, odpoczynek i tak się należał - przegryzam Horalke, popijając ją woda mineralną. Na szlaku niczego lepszego nie widzę. 

V - Błonia - no właśnie mają tu duży, bardzo widokowy cmentarz z I Wojny, który już czeka na publikację chyba ze dwa lata...


Zaraz za granicą Błoń - przygoda z głodnymi dzięciołami - niestety rodzic zwiał, ale wkrótce wrócił, jak tylko odjechałem kilkanaście metrów.


 Dom rekolekcyjny w Błoniu
(na Błoniu?, na Błoniach? - polska język, trudna język...)

 I coś co zwróciło moja szczególna uwagę - zabudowania z początku ubiegłego wieku 




 
takie krótkie "walcie się durnie" dla tych wszystkich którzy głoszą tezy o "współpracy" Kościoła Katolickiego z Nazistami...

VI - Nad Dunajcem 

BŁOTO, kałuże, wielkie, głębokie... znów błoto, koleiny... błoto - więcej błota... mega błoto... ! 

 


 
 Od mostu na Dunajcu, moja trasa wiedzie wzdłuż Drogi św. Jakuba - tyle ze w przeciwnym kierunku - wszystko pięknie - sam wiem że nie lubię pielgrzymować przez środek miasta... no ale wytyczanie Camino po takim błociarze, to już na moje oko lekka przesada - tu błoto jest nawet w bardzo upalne lata.

VII - Zbylitowska Góra - lasek Buczyna. Pisałem już o tym miejscu  

 






 Potwierdzenie ze nie kłamię z tym szlakiem św. Jakuba.

A potem już do pracy - mniej więcej na dwa kilometry, ale już na asfalcie - odkręca mi się lewa korba - efekt jazdy rowerem poniżej poziomu wody, mało kto zdaje sobie sprawę ale na pewne łączenia woda działa pierwotnie niczym lubrykant... wszystko się "luzuje". Podręcznymi kombinerkami w multitoyu dokręcam ją co kilkaset metrów - ale jazda to już męka. w pracy pierwsze co robię, to jadę pod narzędziownię - chłopaki dają mi klucz nasadowy z półmetrowa przedłużką - czymś takim dokręcam śrubę aż piszczy. Potem już do siebie - zrzucam ciuchy, które lądują w pralce, sam wskakuję pod prysznic - błoto mam nawet we włosach - dobrze że przyjechałem godzinę przed przyjęciem zmiany. Niestety - awaria - czeka mnie cztery i pół godziny gonitwy (nie ma taryfy ulgowej dla turystów) nim sytuacja jako tako się ustabilizuje. 

Do domu wracam w tempie żółwia - nie jestem w stanie wykręcić nic szybciej niż 15 na godzinę... 




6 comments:

ikroopka said...

O rany, kawał świata objeździłeś, a klimaty bliskie sercu;)
Tu, na Dolnym Śląsku, najbardziej brakuje mi widoku wierzb, z czego zdałam sobie sprawę kilka lat temu dopiero, i to w ... Bieszczadach:)
P.S.
To Błonie, te Błonia

Nomad said...

Z tymi szlakami, to bywa problem. Często zdarza mi się, że jest na mapie, a w polu już nie ma. Albo nagle zanikają znaki. Na rowerze po terenie 33 km, to wcale nie jest mało.

Ada said...

Jaka świetna relacja! Wydaje mi się, że w terenie i to niełatwym, taki dystans jest godny pozazdroszczenia (w dodatku jeśli ogląda się, poznaje, fotografuje). Mnie by to pewnie zajęło dwa dni ;-) Nie mówiąc o tym, ile razy bym się zgubiła... Orientacja w terenie to jedno, ale oznakowanie naszych szlaków, pieszych czy rowerowych, to czasem jest jakaś tragiczna pomyłka.
Podoba mi się ta niewielka stacyjka kolejowa w Kłokowej. Tamta błotnista droga (fragment Camino) też mi się podoba, ale jakby... z osobna. Wolę, jak by to ująć, nieco bardziej stabilne szlaki, najlepiej jeszcze z rozległym widokiem. W każdym razie piękne irysy.
Świetna wycieczka, szkoda tylko, że w pracy nie dało się odpocząć ;-)

Owszem: to Błonie l.poj, neutrum, więc do Błonia, ku Błoniu, za Błoniem.
Problem jest z tym taki, że im dłużej się powtarza, tym brzmi coraz bardziej absurdalnie ;-)

Kris Beskidzki said...

Chyba też najbardziej trudne odcinki szlaków potem się wspomina. Zapomina się o trudach kiedy ogląda fajne ujęcia. Pozdrawiam za tym bardzo udana fotorelacja. Pozdrawiam 😀

Jula said...

Ciekawa trasa. A ta zalana droga... Od razu przypomniało mi się, jak mając może pięć lat chciałam zrobić coś super i postanowiłam przejechać przez największą kałużę w lesie. Wiadomo jak się skończyło. Zatrzymałam się w połowie kałuży, bo już dalej nie szło pedałować i cała mokra z ociekającym wodą rowerem poczłapałam do domu. Ale przynajmniej była przygoda.
Z oznakowaniem na polskich szlakach (bo na razie tylko z takimi miałam do czynienia) nie jest zbyt dobrze. Można się zgubić nawet na prostej drodze.
Pozdrawiam

makroman said...

Wreszcie mam czas odpowiedzieć. Byłem teraz kilka dni niedostępny. Oprowadzałem jako przewodnik/opiekun młodzież szkolną po terenach pogórza Rożnowsko-Ciężkowickiego z nocowaniem na Jamnej.
Fajni ci młodzi... mówię Wam! 20 km szlaku, potem szybki prysznic i... kilka godzin gry w siatkówkę, a potem impreza do czwartej nad ranem i ... pobudka o szóstej i znów na szlak! Z takim i ludźmi to ja rozumiem!!!

Ikroopko - no tak, tyle wierzb co na Pogórzu to może tylko na Ponidziu, bo nigdzie więcej.

Nomadzie - na pewno męczące i... niszczące dla roweru - musiałem rozkręcać, smarować, regulować hamulce itp. zresztą sam doskonale wiesz co w rowerze może się rozsypać.

Adrianno - urządź sobie kiedyś, taki rajd kolejowy - Kraków - Krynica.
Zdjęć i tak wszędzie nie robiłem - np w lasku na Błoniach jak już zjeżdżałem do Dunajca, to było nachylenie prawie 45 stopni i do tego teren leśny, błotnisty... sam byłem na siebie zły, że nie pojechałem żółtym rowerowym - prowadzi w to samo miejsce... no ale mi sie przygód zachciało ;-).

Z Błoniem / Błonami to właśnie kwestia liczby pojedynczej czy mnogiej - to błonie czy te błonia, bo w Krakowie to mówią Błonia...

Kris - Owszem. Dodatkowym walorem takiej trasy, jest uznanie w oczach kolegów z pracy, to dość silna ekipa; sportowcy, trenerzy sportowi, łaziki jak ja... - a poza tym to moja "grupa łowiecka" więc jest o co zabiegać, bo to zawsze podnosi prestiż.

Jula - mój rekord to pokonanie rowerem zalanego podczas powodzi wiaduktu - wodę miałem kilka centymetrów powyżej siodełka... ale przejechałem bez podpórki - choć to chyba i tak większego znaczenia nie miało ;-)