Monday, July 9, 2012

Architektura śmierci 1

Według teorii umocniona pozycja obronna składa się z trzech zasadniczych elementów;
1 - przeszkody
2 - stanowiska
3 - schroniska.
Np. w pradawnych czasach. Przeszkodą, były mokradła i zasieki (stąd nazwa) z zeschłych drzew zwłaszcza iglastych, czy strome ściany podejścia do jaskini. 
Stanowiskiem, jakikolwiek punkt z którego można było do atakującego rzucać kamieniami, lub dźgać go zaostrzonym patykiem.
Zaś schroniskiem ściany jaskini, silniej skonstruowany szałas.

Tak samo zamki, grody, warowne kasztele.
W renesansie pojawiło się naukowe podejście o fortyfikacji, poligonalne założenia,
precyzyjnie wyliczane tory rażenia, likwidacja "martwych pól". 
Prym wiódł w europie Sébastien le Prestre de Vauban.
Co śmieszniejsze, fortyfikacje zbudowane metoda Vauban'a, zdobywało się również metoda Vauban'a - to jest poprzez kopanie kilku rowów łamanych, tak aby ich konstrukcja uniemożliwiała trafienie z murów.
Na terenie Rzeczypospolitej zasłynął w dziele fortyfikacji Jan Amor Tarnowski,
Zaś jako zdobywcy fortyfikacji w całej europie nie mieli sobie równych... Kozacy!

Powoli założenie obronne stawało się architekturą śmierci, tak wykoncypowana aby maksymalnie efektywnie pozbawić życia maksymalnie dużą ilość atakujących.
szczytem tych morderczych knowań, była architektura "obronna" okresu I Wojny Światowej.
 Wcześniej zawsze chodziło o odpędzenie napastnika, uniemożliwienie mu podejścia do obrońców, 
zabicie go, czy poranienie, następowało niejako "przy okazji".
Ale to myślenie uległo wówczas drastycznej zmianie.

Wysokie wały, zasłaniały przedpole, tu strzelcy nie mieli nic do roboty, póki wróg nie rozpoczął bezpośredniego szturmu i nie wdarł się wo fosy

 Ale jak już się wdarł...
Kaponiery, tradytory, kazamaty. Precyzyjnie wyliczone linie siania śmierci z karabinów maszynowych i i broni indywidualnej.
Zero możliwości schronienia, żadnych szans aby uciec, bo wysokie strome ściany
wałów to uniemożliwiały.

Akurat fortu w Prokocimie nikt nie zdobywał - ofensywa carska zatrzymała się kilkadziesiąt kilometrów wcześniej.
Ale przecież praktycznie identycznie pomyślane forty w Przemyślu walczyły! 
i niech wystarczy jeden przykład. 
Podczas szturmu wojsk carskich na jeden z fortów w Przemyślu, 
w ciągu jednego dnia, zupełnie bez żadnej korzyści operacyjnej, 
nie zdobywając niczego,
ginie dwadzieścia tysięcy rosyjskich żołnierzy...
Dwadzieścia tysięcy istnień...
postradanych z jednej strony przez mordercze zamysły fortyfikatorów 
a z drugiej przez totalna nieudolność swoich dowódców (ale do tego wrócę w innych postach).

Obecnie sam fort, to betonowa plątanina kazamat i korytarzy, rozświetlona głownie wąskimi strugami światła wpadającymi przez strzelnice.

 Pogubić się trudno, Austriacy tworzyli konstrukcje logiczne, czyli każdy korytarz gdzieś musiał prowadzić i mieć jakieś zastosowanie, na pewno też nie stosowali (jak nieraz miałem okazję usłyszeć od znawców) zapadni i studzien na środku korytarzy - nie robili by pułapek na własnych żołnierzy a wartość obronna takiej zapadni była zerowa. 
Pod nogi patrzyć trzeba a\by nie wdepnąć w nieczystości i potłuczone szkło.

 To mój ulubiony korytarz, prowadzi kilkadziesiąt metrów na wskroś całego założenia z jednej strony na drugą. Po obu stronach widać jeszcze wykucia w których można było montować pancerne drzwi. oraz maleńkie klitki dla wartowników.

 A to już czoło fortu, część koszarowa i resztki pancernej kopuły, obecnie pociętej na złom, 
z której onegdaj dumnie sterczała lufa działa dużego kalibru, przeznaczonego do ostrzeliwania przedpola amunicją odłamkową.

I sale żołnierskie.

Miejsce ciekawe, jeszcze o nim napiszę kilka razy.
Gdyby ktoś chciał zwiedzić, to polecam zima lub wiosna czy też późną jesienią, obecne królują tam gigantyczne stada ogromnych much i całe chmary komarów. Bez znaczenia dla mnie, ale nie dla innych (ja mam wybitnie mało czuły węch) jest tez okoliczność iż w czasie chłodu po prostu nie czuć zapachu tego miejsca.

5 comments:

Alina said...

Doskonaly post i fantastyczne zdjecia!
Ciesz sie, ze moge Cie odwiedzac i poczytac tak ciekawe artykuly.
Moc pozdrowien!

Wiesław Zięba said...

Przeczytałem z zainteresowaniem. Niesamowite miejsce, które aż kipi od historii. Dobrze napisane i pokazane. Po raz pierwszy odwiedzam Twój blog i mam taką małą techniczną uwagę. Osobiście wolę czytać od lewej do prawej. Tak mi łatwiej. Wyśrodkowanie troszkę utrudnia czytanie. Ale to tylko taka moja dygresja. Nie chcę Ci narzucać formy bloga. Pozdrawiam.

makroman said...

Alino - dzięki

Tojav - wybrałem taką formę, aby oddać te formy fonetyczne które stosuję oprowadzając po różnych miejscach wycieczki. Co nie znaczy że nie mogę spróbować inaczej.

Nomad said...

Ależ ja się cieszę, że zaglądnąłem. Opisujesz mój plac zabaw. Mieszkałem na Starym Prokocimiu i tu "na bunkrach" bawiliśmy się jako dzieci. Pod jednym z okapów mam nadzieję są jeszcze nasze monogramy. Namalowane tam ponad 30 lat temu! Były jeszcze pięć lat temu jak pokazywałem mojemu synowi. Aż się tam muszę wybrać ponownie. Pięć lat temu jak tam byłem wszystkie drzwi były zabite na głucho. A my tam pełni strachu nie mając latarek pokonywaliśmy swoje lęki w "najdłuższym korytarzu" Chyba jest na jednym z Twoich zdjęć.

makroman said...

witaj Nomadzie - teraz wszystko stoi otworem. Owszem chwyciłem ten korytarz.
Za pierwszym razem tez nie miałem latarki, ale nie wchodziłem, wole widzieć po czym chodzę, bo wdepnąć w niebezpieczeństwo jest honorowo ale w nieczystości to już nie ;-) ...