Na czym polegało życie mnicha w takim miejscu? No cóż, głównie na walce o przeżycie. Tereny były bardzo biedne, to nie urodzajne doliny Szampanii, czy choćby żyzne równiny centralnej Polski - gdzie okoliczna ludność znosiła do klasztoru dary w zamian za modlitwę, pomoc medyczną czy... szampana ;-). Posiadacz krowy i stadka owiec był bogaczem. A dookoła lasy, góry i potoki, i z nich to czerpali swą siłę tutejsi mnisi.
Pozyskiwanie zwierząt w pańskich lasach (a innych nie było i od razu uwaga - propaganda lewicowa głosiła że to "panowie" sobie lasy zawłaszczyli, żeby chłopi głodowali a oni mieli miejsca do polowań - to brednia, Jak pokazują zachowane dokumenty i przekazy, praktycznie zawsze chodziło o... ochronę przyrody! Zwierząt w lasach i tak było za mało by wykarmić ludzi, a w razie zezwolenia na polowania zostały by błyskawicznie doszczętnie wybite, ja wiem że to twarde prawo, zwłaszcza gdy ma się do wykarmienia głodujące dzieci, ale taka jest rzeczywistość i chwała "panom" za to)
Dość dygresji!
Mnisi pozyskiwali, runo, jagody, grzyby a zwłaszcza rośliny lecznicze. Pomagali miejscowym, w zamian za ubożuchne ofiary, opisywali miejsca, ludzi, historię, zwyczaje, a przez pozostałe 90% czasu modlili się. Czasami pojawiała się jakaś donacja z dworu, czasami ktoś bogaty o modlitwę przyszedł prosić, msze zamawiał - o wtedy było bogato, dostatnio. Ale to rzadko kiedy. Panowie dbali głównie o obronne walory klasztoru, który na wypadek zagrożenia stawać się miał zamkiem, życie mnichów mało ich interesowało, i vice versa... zadupie ma też swoje przywileje.
Klasztor prześwituje przez drzewa - w lecie tego widoku praktycznie nie ma, wszystko zasłaniają liście. Pamiętam lat temu dzieścia (możę dzieści) - patrząc z Trzech Koron, dostrzegłem czerwone dachówki klasztoru - stąd zresztą nazwa. potem zejście przez szopkę do Niżnych i... zawód srogi. Granica. Miejsce tak piękne, tak malownicze, przedzielone decyzją jakiś polityków, czy dyplomatów (odczytywać jako obelgę).
Mamy jednak Schengen i to jest DOBRE!!!
A tu widok od strony Leśnickiego Potoku.
Dziedziniec gości - ogólnie dostępny, w sezonie gwarny i oblegany przez barwny tłum.
Z wyszynkiem i wyżerką
Ps. z tymi lipami to... lipa...
Dziedziniec wewnętrzny, (a dalej wewnętrznie wewnętrzny) - tu już nie każdemu wolno. W sezonie wpuszczają do muzeum (WARRRRTO zobaczyć!) ale teraz furty na kłódki i wara przybłędo.
Jak widać, klasztor nie jest budowlą jednolitą stylistycznie, elementy jeszcze gotyckie uzupełniane są renesansowymi i jako takie tworzą przyjemną dla oka całość. Niestety dowalono tu tez barokiem - choć nie nachalnie i można udawać że się go nie dostrzega - np. na tych zdjęciach, nie ma baroku.
Kolejna uwaga - dzień był piękny, słoneczny ale Czerwony Klasztor skryty jest w głębokiej dolinie, dlatego na większości fotografii wygląda to pochmurnie, szaro, ciemno i ponuro. Z drugiej strony latem, gdy słońce jest wysoko, to miejsce aż gotuje się od słonecznego światła. Nie wiem czy to zamierzony efekt, czy przypadkowa wypadkowa lokalizacji w otwartej na południe dolinie... ale na pewno daje wiele do myślenia, o sprawach dalekich od doczesności.
Wąska dolinka, niegdyś element systemu obronnego i jednocześnie swoisty punkt kontroli drogowej.
Dawniej prowadziła do miejscowości Smerdzonka - bo są tam źródła wody zawierającej siarkowodór. Potem była to już miejscowość o dumnej nazwie Kupele Smerdzonka - w języku polskim odpowiednikiem jest np. "Zdrój" - ale wzięli kalkę z niemieckiego "bad".
Dziś ta miejscowość nazywa się inaczej... ale jakoś nie chce mi się tej nazwy pamiętać.
W dolince jest przeraźliwie zimno - różnica temperatur pomiędzy dziedzińcem Czerwonego Klasztoru a tym miejscem to na pewno nie mniej niż dziesięć stopni.
Charakterystyczna spiska brama. tylko że dziś niczym u Picassa zamiast Oka Pańskiego zimna bania żarówki.
Boczna furta.
Widok przez okienko w furcie - akurat wprost na muzeum.
Ciekawe i unikatowe rozwiązanie problematu rozpoznawalności krzyża z dwóch różnych kierunków ...
W zasadzie z trzech bo i od góry ;-)
Klasztor od drugiej strony, można obejść go praktycznie w koło - no chyba że zamknięto furtki na teren od strony Leśnickiego, ale to miejsca gospodarcze. Nie wiem czy obecni mieszkańcy klasztoru byli by zachwyceni pałętającymi się im "w ogródkach" turystami.
I na koniec wzmiankowany wcześniej Barok... Ale jak ktoś nie chce nań patrzeć, to wystarczy po mniszemu wzrok spuścić, a niebo podwójnie skromność wynagrodzi. Raz w formie duchowej a dwa że wieży oglądać się nie będzie ;-).
9 comments:
INo ale co? Nie wpuścili do środka na ciepłą herbatę?
Karczma "pod lipami" zamknięta, a w klasztorze, mieszka może trzy osoby - na poły mnisi, na poły kustosze. Pewnie gdyby konieczna była ich pomoc, to by pomogli, ale gdyby każdemu turyście chcieli herbatę fundować...
Piękny :-) Znaczy ojcowie Komuniści w nim byli, że... Czerwony? ;-)
Znaczy Marku że dachówki były czerwone, co z daleka w oczy się rzucało i elementy murów także. Bo miejscowi budowali głównie z lokalnie występujących łupków, ceramikę trzeba było importować.
Pomysł z krzyżem bardzo oryginalny. Podoba mi się. A klasztor, chyba jak każdy inny klasztor, tajemniczy. Widzimy go, coś tam o nim wiemy, a i tak jest swoistą zagadką.
Wiesz Jula, owszem na pewnym poziomie wszystkie klasztory sa podobne, tak jak ludzie. Dopiero przy lepszym poznaniu okazuje się że jedni ledwie trzymają poziom banału a inni to wspaniałe, głębokie, niecodziennie, osobowosci.
Naprawdę ciekawe miejsce i podoba mi się jego osamotnienie - choć pewnie w sezonie to wygląda inaczej (dlatego ja też lubię takie pozasezonowe włóczęgi). I to, że więcej widać przez bezlistne drzewa.
Barok w ilościach homeopatycznych, prawie klasyczny - a w dodatku ta geometryczna kompozycja zdjęcia odwraca uwagę. W ogóle zdjęcia bardzo dobrze mi się oglądało - najbardziej intrygujące jest ten widok przez szybę na wewnętrzny dziedziniec, jak przez jakiś filtr, tajemnicze.
Stara polska budowla, a jakże piękna :) Świetne ujęcia :)
Pozdrawiam
Adrianno - jedno z ciekawszych, na pewno owiane legendami. W sezonie, jest tu masa kramów, kramików, piją tu piwo, jedzą z tacek, pieką kiełbaski... generalnie raj dla turystów, czyściec dla wędrowców.
Kris - ja tam bardzo ostrożny jestem w "unarodowianiu" tych miejsc. To był tygiel przez setki lat. Owszem polscy Lubomirscy byli panami, ale nie oni jedni.
Ps. Adrianno - Lubomierscy - lanckorońscy. Pisałaś o Lanckoronie, jak tam jesteś to klimat bardzo bliski temu spiskiemu
Post a Comment