Monday, September 12, 2016

Słowacja w deszczu.

Chłopcy na kolonii w Gliczarowie, często tam jeżdżą i lubią to miejsce. Pewnie dlatego że nie mając plaży dziewczyny/opiekunki zajmują się bardziej nimi niż opalaniem, a może to kwestia "odwiecznego" (trwa na tym stanowisku już drugie tysiąclecie i choć co roku zapowiada że to koniec...)  dyrektora kolonii? W każdym razie dzieci na kolonii a rodzice w odwiedzinach.  W tym roku udało się do nich pojechać dwa razy.

Takie odwiedziny to dla rodziców spory problem - jazda, wymiana odzieży, jakieś smakołyki podrzucone ukradkiem to żaden problem - problemem jest co z nimi przez te kilka godzin odwiedzin robić?! Nie da się cały czas opowiadać. Dlatego rodzice gremialnie zabierają swoje pociechy na wycieczki, sami coś zobaczą, młodym coś pokażą najlepsza alternatywa dla siedzenia w pokojach.

Ba tylko gdzie?! Gdzie oni jeszcze nie byli, albo nie zostaną wkrótce zabrani?  W tym roku rzucam hasło że jedziemy na Słowację i .. zostaje ono entuzjastycznie podchwycone. Wprawdzie myślałem o przejściu kawałka tatrzańskich szlaków, ale pomruki znad gór skutecznie wybiły mi ten pomysł z głowy - szła burza od południowego zachodu i to spora jak zapowiadali. Zatem jedziemy na Słowację.

A jak z Gliczarowa na Słowację to wiadomo że na Jaworzynę, a dalej do Żdziaru - gdyby było więcej czasu to pewnie wpadlibyśmy jeszcze do Kieżmarku ale nie ma go na tyle.

Route 3 490 473 - powered by www.wandermap.net


Chętnie bym się tam przejechał rowerem - pewnie że mordęga ale za to jaka satysfakcjonująca?...
Marzenia marzeniami ale wracajmy do rzeczywistości.

 A to pamiątka z koloni... Grześ - milczący towarzysz w pokoju chłopców - podobno omal nie wyprawił sprzątaczki do krainy wiecznych mopów...

Rzecz jasna po drodze żadnych zdjęć nie robiłem, Marzena też nie, a rejestrator trasy np. w formie tabletu czy smartfonu jakoś mnie nie bawi - pewnie dlatego że po drodze zarejestrował bym jeszcze masę manewrów na drogach nadających się tylko do nagrodzenia w postaci długoletniego więzienia lub (co uważam za słuszniejsze) tęgiej chłosty w samo południe na rynku. 

 No ale dotarliśmy. Choć już zaczęło padać i prysły myśli o spacerze do najbliższych wzniesień. 
 
 Havran i Zdiarska Vidla czyli
Hawrań i Płaczliwa skała - odpowiednio 2152 i 2142 mnp.
z tyłu za Hawraniem czyli z Waszego punktu widzenia po prawej od środka, ale schowany za masywem pierwszego i w chmurach - Novy Vrch 1999 mnp.
Rany ale by się tam poszło... tylko... tylko tak sobie studiuję mapę szlaków i .. tam żaden nie prowadzi.
 
Zdziarska Vidla tym razem w środku, Havran po prawej a za Płaczliwą -  dolina Riglaneho Potoka, czyli dolina Do Regli - i pasmo Jatek (zadne, predne i prostredne). Za nimi widać Tatry Wysokie (Bo Hawrań i Płaczliwa i Jatki- to Tatry Bielskie) - aż po Łomnicę... było by gdyby nie chmury ;-) 


 Pliszka się deszczu nie boi. 

 A tuśmy sobie mieli siedzieć (chwile i tak żeśmy posiedzieli) i konsumować miejscowe specjały.
 Przed nami Stara Javorinka - powiedzmy sobie szczerze że w tym kontekście wygląda niepozornie - choć to przecież całe 1505 mnp! 

A potem było już tylko gorzej - w pewnym momencie ściana wody, zjechaliśmy w centrum Zdziaru i przycupnęliśmy na poboczu. Szukając miejsca gdzie mogą być kartki pocztowe (Słowacy nie znają pojęcia "widokówki") - i udało się takie znaleźć. Był problem z zakupem, bo nie mielimy "ojro" a złocisze w banknotach, tymczasem właścicielka karczmy/sklepu nie miał nam jak wydać, bo wszystkie złotówki zabrał jej mąż i córka jadąc do Niedzicy, ale ostatecznie nam się udało wyskrobać jakieś moniaki, ono spuściła z ceny i trzy kartki stały się naszym łupem  (jedna do nas, reszta do rodziny).

Ważne że udało mi się Marzenke Zdziarem zarazić i jest szansa ze trafimy tu w przyszłym roku, o wtedy to już ze szlaków nie zrezygnuję. 
A potem powrót. 

Jaworzyna Tatrzańska w tej karczmo/sklepo gospodzie też udało się kupić kartki pocztowe.

  Deszcze przechodzą falami - jak fala przejdzie to my wychodzimy robimy jedno zdjęcie i chowamy się przed następną falą - nawet fajna zabawa...
Za mną już "polskie" Tatry.
 
 A gam mnie ciągnie, bo jeszcze ta dolina nie maszerowałem.
ten niebieski szlak to sporo marszu i tylko z jednym schroniskiem  po drodze, co prawda głównie dolinami ale... aż to Tatrzańskiej Łomnicy, na moje oko jakieś 12 godzin marszu! 
i dziwić się że u Słowaków obowiązkowe ubezpieczenia? Masa ludzi padnie po drodze nim dotrze... ;-)
Zresztą może to jakiś sposób na tłok w górach, który po słowackiej stronie jest znacznie mniejszy? 


Odwozimy chłopców na kolonie - już się trochę za kolegami stęsknili i wracamy - o tu to były ulewy - po drodze między Bukowiną a Tarnowem 7 aut w rowach (lub ślady po wypadku, usuwane przez strażaków) dość deprymujące... w autobusie dowiaduję się (zjadłem, wypiłem kawę i pojechałem na nocną zmianę) że w Gromniku było oberwanie chmury, kumplowi zalało Felicje po deskę rozdzielczą... 
Mimo wszystko mieliśmy farta - jeździliśmy jakoś tak... miedzy falami ;-) 
Oby do przyszłego roku - wrócić Tu, bo zostało jeszcze mnóstwo miejsc do zobaczenia i pokazania.

10 comments:

Ania said...

I tak to się człowiek całe życie uczy - nie wiedziałam, że widokówki można kupować w karczmie.

wkraj said...

Ładne miejsce na taki krótki wypad, nawet przy tej pogodzie :)

Kasia Skóra said...

Z tym tłokiem w górach trafiłeś w sedno, jeśli byśmy wybierali się w Tatry to od strony słowackiej :) My zakochaliśmy się w Słowacji i pieknych widokach na Beskid Niski słowacki. Tam to kompletnie nikt nie chodzi , chyba tylko Polacy sie z rzadka zapuszczają... I tam cały czas zamieszkują Łemkowie , od setek lat...

makroman said...

Aniu - bo to ani bacówka, ani schronisko ani sklep tylko takie pomieszanie, wię mi się karczma wydała najbardziej adekwatna.

Rademenes II said...

Oj pojechałbym w góry. Ostatnio dźwigałem na wycieczkę w Tatry... nocnik, bo Małas był na etapie wyrastania z pieluch. Około kilometra przeszedł sam Doliną Kościeliską, jako dzieciak szybko wyrósł z wózka bo łydy miał przypakowane jak kolarz :D.

makroman said...

Naprawdę ładne, a jaki sympatyczny jest Zdiar i jak fajnie urządzony.

makroman said...

co do słowa, mają piękne szlaki a miejscami praktycznie puste.
na Słowacji wówczas Czechosłowacji, też była "akcja Wisła", ale zdecydowanie mniej nasilona, dlatego tam lokalna ludność przetrwała.

makroman said...

z nocnikiem jeszcze w górach nie byłem ;) a różne rzeczy już tam tachałem. Naszych tak rozplanowaliśmy żeby po górach połazić jak ich jeszcze na świecie nie będzie i jak pierwszy będzie jeszcze w nosidle. Potem przez parę lat nad morze lub jeziora a teraz już spokojnie można z nimi w góry wrócić... zresztą starszego tam ciągnie, chyba czuje ten sam atawizm co ja.

Wiesław Zięba said...

Kolonie. Piękne wspomnienie z lat dzieciństwa.

makroman said...

Wiesławie - pewnie piękne, ale nie moje, moje dzieciństwo to wakacje na wsi, skoki z krowy do Białej, las, grzyby, zbieranie malin...