Thursday, September 8, 2016

Liwocz i jego krzyże

Ile jest krzyży na Liwoczu?
trzy.
Co to jest Liwocz?
Jedna z piękniejszych gór na Pogórzu, bezpośrednio w okolicach Jasła, przechodząca w pasmo wzniesień o układzie prawie równoleżnikowym, które sięga aż po Tuchów i Gromnik.
Co takiego jest na Liwoczu?"
Po pierwsze magia, po drugie krzyże widoczne z odległości dziesiątek kilometrów, p[o trzecie kawał historii, po czwarte... krajobrazy!


Liwocz planowałem od lat - pierwszy raz byłem tu z rajdem harcerskim szliśmy wtedy z Jasła do Tarnowa, z popasem w bacówce na Brzance - lata temu straszne... rzecz jasna był tam wtedy tylko jeden krzyż -  a potem już nie było okazji - zostały wspomnienia i tęsknota.  Planowałem z kolegą - ale nie wyszło - zresztą koniecznie chciałem to miejsce pokazać Marzence. Wreszcie udało się ja namówić i jedziemy. Celowo u północnych podnóży pasma, co daje mi okazję do kilku opowieści podczas jazdy.

Szlag omal mnie nie trafia za to na samej końcówce - Brzyska - stąd wiedzie szlak na Liwocz nie są NIGDZIE oznaczone ani na drodze z kowalowych ani na trasie Pilzno  - Jasło!  Na szczęście, należę do ludzie którzy słuchają swoich rozmówców i przypomniałem sobie jak jeden z nich opowiadał mi że do Brzysk jechał   z Kołaczyc obok stadionu - wiec jak zobaczyłem kierunkowskaz na stadion to tam skręciłem i słusznie! Brawo ja, ale dołożyłem sporo kilometrów - bo na trasie Kowalowa Brzostek był kierunkowskaz na Błażkową - która jest nie ujmując nikomu i niczemu za... no znaczy jest zdecydowanie mniejsza od Brzysk!

Pierwotnie miałem w planach zaparkować koło kościoła i ścignąć się piechotą, gdybym był sam pewnie bym to zrobił ale z Marzenką i Miłoszem - nie chciałem ich zniechęcić do wędrówek w moim towarzystwie. Wybrałem rozwiązanie pośrednie - podjechałem pod niżej położony krzyż i tam zaparkowałem - przed nami było kilka kilometrów do trzeciego krzyża. Od w sam raz na przygodę.

Zatem zaczynajmy.



Wyszła z tego w zasadzie jedna linia - no trudno - nie było jak sensownie zrobić pętli. no dobrze ale nie myślmy o powrocie, przed nami fajny spacer.

tuż po wjechaniu na wzniesienie Strebikowej zaczynają się punkty widokowe - w zasadzie jeden długi, rozciągnięty na setki metrów aż do ściany lasu, punkt widokowy.

Na szczęście obok krzyża jest parking, taki dziki, prowizoryczny ale jest i jest opisany więc mogę tam legalnie samochód zostawić. 
To pierwszy krzyż na naszej trasie, wielki i wyniosły - millenijny - na miarę ambicji i możliwości fundatorów a kraju ale przede wszystkim z ... USA... kto by pomyślał...;-) 

Krzyż wewnątrz zawiera ciąg komunikacyjny (drabinę) , rozmawiałem z kolega który tam był, niestety teraz jest zamknięte, i sam wejść nie mogę - zakładam że jedynie konserwatorzy mają tam dostęp a klucze są na plebanii - może jak by ponudził proboszcza?...


Krzyż otoczony jest płaskorzeźbioną drogą krzyżową. 
Przedstawiam tylko jedna stacje, bo chyba nie ma sensu więcej - są identyczne w stylu, oczywiście gdyby komuś zależało to mogę w osobnym materiale wrzucić pozostałe.  


A tam się wybieramy - 5 km dalej i 300 metrów wyżej.

Obchodzimy krzyż kilka razy wkoło - sycąc oczy pięknem i cisza miejsca.
Nie ma co ... majestatyczna konstrukcja.

Ruszamy do góry, droga pnie się łagodnie, przechodzimy przez Strebikową, więc to asfalt, ale da się wytrzymać, bo mało jeżdżony, a przy tym jak to na wsi, pokryty ziemią nawiezioną z pól, więc nie ma dyskomfortu. Miałem nadzieję zboczyć nieco i "zaliczyć" jeszcze "Diablą Izdebkę" - ciekawe relikty jaskini, która onegdaj stanowiła jedno z miejsc schronienia a potem prawdopodobnie kultu dla ludności neolitycznej. Ale spotkałem się z opozycją totalna - idziemy tylko tam i wracamy i nigdzie indziej... No szkoda. Będę musiał zaglądnąć tam samemu... 

Coś co w krajobrazie zawsze cieszyło mnie najbardziej, zagospodarowanie terenu. komuś się chciało, ktoś wykazał gust i troskę i powstała maleńka kapliczka, ze śliczną figurką Matki Boskiej w łagodnym krzaczastym otoczeniu.
A takie panoramy roztaczają się ze wzniesienia tuż nad Strebikową - praktycznie cała dolina Jasła. 

Powoli jednak wkraczamy w las, trakt szeroki, drobnokamienisty, pięknie otoczony drzewami. 
Chce się iść, choć cienia praktycznie nie ma.
za to na okolicznych drzewach ewidentne odciski dinozaurzych łap ;-) . Typuję że to dinozaury ptasiomiedniczne, może raptory? 

I wreszcie jest, przed nami
drugi krzyż.

Ukryty w lesie, na łące (onegdaj, bo dziś to parking), skryty w cieniu drzew - tu wreszcie mogłem wyjawić Marzence i Miłoszowi skąd upór by iść pieszo. Otóż:
"Piechórze, rozważając 
Mękę Pańską, wspomnij
Chrystusowi naszą krew
przelaną za ojczyznę.
Sam zaś buduj pokój
w miejscu w którym żyjesz"
Przepiękne epitafium, jakże na miejscu, na czasie i ... koniecznie chciałem byśmy byli piechórami, bo odnosiło się właśnie do nas!

(A propos - czy poloniści nadal nie dostrzegają absurdów polskiej ortografii? A jeśłi dostrzegają to czemu nie czynią nic by ten głupi stan rzeczy zmienić?  

Tu mamy kolejna drogę krzyżowa - tym razem prowadzącą już prosto do 
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Pokoju
chyba adekwatne wezwanie dla tego miejsca?

Stylistyka stacji całkiem inna - stacje tworzą jak by osobne ołtarze. Prawdę powiedziawszy takie widziałem tylko w tym jednym miejscu. 

Po drodze mijamy granicę rezerwatu, a kawałek dalej skrzyżowanie szlaków. 
Tu już jest maleńki tłumek - śródleśny parking pozwala na dotarcie tu praktycznie każdemu, więc mijamy po drodze i rodziny z dzieciorami i starszych ludzi, i "bukiety" w przyciasnych koszulach (sukienkach) z butami w stylu mrówkojad, wyglądających jak by wprost wyszli z jakiegoś dicopolskiego wesela. ale są też turyści z prawdziwego zdarzenia i kilku rowerzystów (szlak jest praktycznie w całości dla nich przejezdny - czyli wskakuje na siodełko w Brzyskach a zjeżdżam w Lubaszowej - albo jak kto woli jadę dalej przez Golankę do Gromnika. Szmat drogi. 
  
 
Nad drzewami prześwituje już wyniosła struktura krzyża będąca integralną częścią kaplicy sanktuarium.  

U podnóża świątyni, mamy miejsca biwakowe, wiaty, grillowiska, kosze na śmieci - dość czysto i schludnie. Spokojnie można tu zaplanować "popas" - co też czynimy - My mamy w termosie kawę, Miłosz herbatę - konserwy i chleb usunąłem z kadru... wiem nikczemny cenzor ze mnie ;-) 

A tak wygląda w całości - tyle że z tej perspektywy nie wzbudza respektu rozmiarami - cóż tak działa perspektywa. 
 
Tablica poświęcona partyzantom. Dopiero na zdjęciu dostrzegłem jak bardzo przepociła mi się koszulka pod szelkami plecaka - nie da się ukryć - 30stopniowe upały nawet w lesie mogą człowieka odwodnić. 

"Pamięci żołnierzy 
I batalionu 5 pułku
Strzelców Podhalańskich
Armii Krajowej
walczących i poległych
podczas Akcji Burza
w lasach Liwocza i okolicy"
   

W sanktuarium kupujemy widokówki i kartki z modlitwami - pełna samoobsługa wybierasz i płacisz sam. 
 
Tu czci się Matkę Boską z Medjugorie

Nie wiem czy taki oficjalnie nieoficjalny (bo przecież objawienia nie są chyba oficjalnie przez kościół uznane) kult nie jest aby nadużyciem, ale co tam...
 
A na bocznej ścianie trochę mądrości do poczytania. 

Platforma widokowa pod krzyżem ma osobne wejście, nie kolidujące z sanktuarium. W końcu sporo tu takich co sobie tylko popatrzeć przyszli.my jednak przyklękamy na krótkiej modlitwie i dopiero potem wchodzimy na górę.  

No tak Marzenka nie weszła... 
Wejdzie gdy po nią zejdę z zapewnieniami że nic tam jej nie grozi, i że droga nie wymaga jakiegoś nadludzkiego hartu i sił. 

Za to widoki...
(dolina ryglicko lubecka - moja prywatna nazwa - zamknięta w oddali wzgórzem Kokocz.)

zapierają dech
(Dolina Wisłoki - w oddali garb Babiej - kiedyś o tych babich górach napisze osobny post) 



Dolina Jasła a dalej Magura. 



Trochę filmu, daje wrażenie jak tam jest. 

No tak a to ja... musiałem zejść - i dać aparat Marzence.
A potem wyjść a potem zejść i wyjść jeszcze raz z Marzenką która dała się przekonać...

Znów perspektywa nie oddaje rzeczywistości. 

I kto jest większym baranem baranie?!!! 
(szopka obok sanktuarium - w sam raz na lato...)

A byłbym zapomniał... to w matki Boskiej Zielnej było - 
Niczyj bukiet tak w kościele nie pachniał jak Marzenki - nazrywałem do niego jeszcze mięty i lebiodki (oregano), prócz kwiecia, więc zapachy roztaczał silne i z latem się kojarzące.
Potem jeszcze pachniał nam w salonie przez tydzień, nim zaczął więdnąć. 

Do zobaczenia na szlaku.

9 comments:

Stanisław Kucharzyk said...

Piękny ten Liwocz, tyle razy już przejeżdżałem podziwiając dwa wielkie krzyże i jeszcze nie byłem.

wkraj said...

Bardzo mi się spodobała Twoja propozycja wycieczkowa. Wiele ładnych, widokowych miejsc. Trasa też chyba nie jest zbyt trudna. Miałeś bardzo dobre warunki do dalekich obserwacji. Brakuje mi tylko informacji jak wróciliście do punktu wyjścia.
Pozdrawiam.

Ania said...

Świetna relacja.
Kilka uwag "krytycznych":
- konserw nie trzeba było usuwać z kadru, to taki przyjemny relikt z prawdziwych harcerskich rajdów z dawnych lat;
- słusznie zrobiłeś nie walcząc z oporem grupy - nic tak nie zniechęca do turystyki jak uszczęśliwianie uczestników kolejnymi obiektami na siłę;
- bukiet nie powinien był więdnąć, skoro tam były zioła - ususzyć i zażywać w postaci herbatki w zimowe wieczory dla zdrowotności;
- a widoki - świetne, sama bym się chętnie wybrała na tę trasę.

makroman said...

Stanisławie - ba piękny... a teraz wczesną jesienią od strony Szerzyn w promieniach zachodzącego słońca... bajeczny widok.

Wkraju - miło mi, trasa łatwa i przyjemna, nawet osoby na wózkach i o kulach sobie poradzą. Owszem daleki widać stamtad - przy dobrych warunkach i sprzęcie - widać: Tatry, Świętokrzyskie, Bieszczady, całą Magurę i oczywiście Pogórze Ciężkowicko Strzyżowskie. Natomiast najczęściej jest tam tak jak to ujął mój kolega; "Widoczność wspaniała, tylko przejrzystość mglista"... ;-).

Aniu -
Konserwy - na czymś musiałem ustawić aparat... a ponieważ Marzenka zawsze narzeka na ich obecność w kadrze, to padło na nie w pierwszym rzędzie.

Zgadzam się - nic na siłę, więcej by już ze mną nie poszli.

Znaczy on wysechł, a potem zajęła się nim Marzenka (jakieś tam kobiece magie chtoniczne ;-) ) na herbatki mamy swoją melisę i coś tam jeszcze w ogródku, oregano mi tak wybujało że jak kosze trawę to po całej okolicy roznosi się zapach, a z nawłoci jest świetny miód ale czy napar? No może mięta...

Nie widzę problemu - Zbierz ekipę, nocleg w Tarnowie się załatwi np w B&B Leliwa, będę zaszczycony mogąc być przewodnikiem tak doświadczonego grona jak wasza grupa.
Możemy poprzestać na krzyżach, albo zrobić całą trasę przez pasmo Liwocza i Brzanki do Tuchowa.


Kasia Skóra said...

Górę Liwocz widać z wielu miejscowości Pogórza Jasielskiego , również z naszej miejscowości:) Jej widoku nie sposób pomylić z żadnym innym . Ja pierwszy raz tam byłem na rowerach z klasa ze szkoły podstawowej, piekliśmy kiełbaski w pobliży drewnianego krzyża na szczycie , nawet zdjęcie gdzieś mam . A obecnie jestem w Brzyskach codziennie gdyż wożę towar tam do sklepów i szkoły :)
Oznakowana jest również na Liwoczu ścieżka prowadząca do źródła wody mineralnej o charakterystycznym siarkowym zapachu :)

Pozdrawiamy :)

makroman said...

Wkraju ps. Wróciliśmy tą samą drogą.

Kasie i Kamil - jest charakterystyczna i wysoka to widać ją z daleka. Tak wiem o tym źródełku, ale jak już pisałem wcześniej, nie chciałem zniechęcać.

Ania said...

Kusząca propozycja, zajrzałam, co to za miejsc e noclegowe. W porządku. Żeby tylko tych moich kolegów ruszyć z miejsca poza nasze tereny, no to się muszę napracować.

Stopa w stopę said...

Hm, piechórzy dali mi do myślenia. Ale czuję się trochę bezsilna... Obiecuję zgłębić temat.

PS. Piękny widok! A skoro wejście na platformę ani nie niebezpieczne, ani nie trudne - nic, tylko się gramolić!

makroman said...

Aniu - zorganizujemy (rzecz jasna nic na siłę) porządną ekspedycję: wędrówka, krajobrazy, gawędy i ... pierogi ruskie w bacówce na Brzance;)

Stopo - ja też jestem względem ortografii i polonistów bezsilny;)
A platforma arcybezpieczna - na Pogórzu Ciężkowicko Strzyżowski można wędrować od platformy widokowej do platformy - jedna "widzi"mdrugą, choć trzeba mieć teleobiektyw by móc to pokazać na zdjęciu.