Monday, September 19, 2016

Rabka

Ostatni raz byłem w Rabce... dziesięciolecia temu, no nie składało się i tyle. Z poprzednich pobytów pamiętałem guzik wiele ale ogóle wrażenia raczej przyjemne. Tym razem pojechaliśmy tam rodzinnie, ale z myślą o.... rekonesansie. Bo w przyszłym roku planujemy do Rabki wysłać Miłosza na kolonię (Mikołaj na obóz harcerski) a jak przyjedziemy na odwiedziny, to przy okazji  mam ochotę powędrować co nieco po okolicznych górach.

Rzecz jasna nie obyło się bez Rabkolandu - choć nasi chłopcy już zdecydowanie za starzy na takie rozrywki, a bilety koszmarnie drogie, to jednak... no w sumie co nieco zobaczyliśmy, ale po kolei.

Wyjazd, trasa prowadzi nas przez Lipnicę Murowaną (aż mi głupio że tak mało mam u siebie na blogu materiałów o tej starej i ślicznej miejscowości, koniecznie muszę nadrobić) i tu pierwszy postój, taki chwilowy, na przepakowanie prowiantu (dziwne jak idę sam w trasę dwudziestokilometrową, to mam butelkę izotonika i baton, a jak jadę z rodziną i przed sobą mamy dwa kilometry na nogach a resztę na dupie, to w bagażniku muszę mieć połowę sklepu spożywczego...). Przy okazji wysiadam i dostrzegam coś nowego.

 Owo miecz łokietków, replika jegoż tyleż fantastyczna co na Szczerbiec zapatrywana, co nim był król nikczemnego wzrostu ale ducha wielkiego, lipę świętą naciął, ażeby miejsce lokacji na wieki naznaczyć i potomności w spuściźnę ostawić. 
A onże oręż w herbie miejsca tego zacnego po wsze czasy ostał.
(na tablicy pod mieczem daty 1326 - 2016)

Ale nic, jedziemy dalej. Marzenka ma pod ręką tygodniowy "furaż" dla plutonu wojska, i teraz usilnie wciska go w chłopców.
W końcu dojeżdżamy, bez większych problemów - trasa widokowa (a ja przykuty do kierownicy, wpatrzony w bezmyślną równię asfaltu - cierpię) 
Na szczęście nie jest strasznie daleko.  

Mijam w roztargnieniu zjazd na główny miejski parking (kawał klepiska, ale jest) i parkuję po drugiej stronie Rabkolandu, jak się okazuje to parking  sieci Intermarche...
Ochroniarz czeka aż ujdziemy od auta spory szmat, a potem informuje nas ze to płatny parking... jak by nie mógł podejść od razu! Ok. Odpalam i przeparkowuję auto - nie ma sprawy... noga moja w intermarche nie postanie - bo parking mieli pusty i nic im nas postój tam nie wadził - a pewnie byśmy wstąpili choćby rozpatrzyć się co mają... a tak to ... wała jak Rabka cała! 

Kupujemy horrendalnie drogie bilety do Rabkolandu - panie ozdabiają nas 
żółtymi opaskami na nadgarstki i zaczyna się zabawa. 

Na pierwszy ogień Wielki Młyn - nie taki znów wielki - temu z Wiednia to może naskakać - ale i tak pozwala rozejrzeć się po okolicy. 


Rabkoland z góry

Maciejowa w ramionach i za plecami... fajnie ;-) 

Kolejna Maria Magdalena tyle że już "zdekonsekrowana" i pełniąca rolę 
 
I znów Rabkoland z góry.
A potem wizyta w odwróconym domku...

Mają tam zainstalowaną taką fajną aparaturę do kwantowej modyfikacji pola grawitacyjnego w czasie rzeczywistym, więc praktycznie wchodząc ma się wrażenie że nadal nic się nie zmieniło.

i tylko komuś chciało się przybijać meble do sufitu... komiczny, doprawdy pomysł ;-) 

Kolejny żelazny, choć w zasadzie szklany, punkt wizyty - gabinet krzywych luster.
W rzeczy samej to nie lustra są krzywe tylko cała czasoprzestrzeń, co i raz zakrzywiana falami grawitacyjnymi, biegnącymi wzdłuż i w poprzek i na ukos i z góry tudzież z dołu przez miliardy kilometrów i miliardy lat od samego Big Bangu! A lustra jedynie umieją wyłapać te  nanosekundowe fluktuacje i zatrzymać je na czas wystarczająco długi by można się było sobie przypatrzeć ... 
Pouczające...

A potem chwila przerwy, a ja ściągam na Larka apkę będącą wirtualnym przewodnikiem po Rabce. 
Trzeba przyznać że dobrze zrobiona, choć mogła by lepiej komunikować się z GPSem. Ale znów, nie ma co narzekać - uchyby są na tyle małe że bez problemu trafiamy wszędzie gdzie chcemy.

Punkt pierwszy - Muzeum Władysława Orkana - linkowałem wyżej - w starym 
kościele Marii Magdaleny z 1606 roku! 
Nie zwiedzamy - chłopcy są tak rozbrykani że z szacownej instytucji zrobili by pobojowisko. 

Zdjęcie z krzyża - powiem szczerze że jedna z ciekawszych rzeźb przedstawiających to wydarzenie. 

A ino nie wiedza poczemu pikno rzeźbe z Maryjo Magdaleno od absydy odciepano precz a na iei miejscu jakiegoś świentego zbója, beskidnika pewno, co to nawet przed Biskupem sie nie korzy, postawiono...! 

Idziemy dalej - po drodze mijamy teatr lalki Rabcio - tyle że w między czasie zorientowałem się iż pada mi akumulator, więc zdjęć mało i nawet powybierać nie bardzo jest z czego. 

Pomnik św.Mikołaja, tuż przed dworcem w Rabce - na dworcu Informacja Turystyczna - wychodzę od nich z plikiem mapek i folderków - no to ja rozumiem!  

I drzewo - pomnik przyrody! fajnie 
a po drodze poczta - na poczcie cały arkusz papieru sprany miejsc miejsc pieczątkami i stempelkami miejscowymi! Najwyższa pora by kupić sobie brulion i zacząć w nim zbierać tego typu pamiątki, bo luźne kartki lubią się gubić. Nawet mam dla niego nazwy... tyle że dwie Pieczętariusz i Pięczatkownik - którą wybrać? 

Apel do dyrekcji Poczty Polskiej - Personel placówki w Rabce Zdroju zasłużył na premię! 

Potem jeszcze Park Zdrojowy, dobry uczynek z kategorii "chorych odwiedzać" i tężnie. 

Powoli rozpoczynamy powrót.
Wracając - resztką pojemności akumulatora robię jeszcze kilka zdjęć, nim definitywnie padnie.

 Św Maria Magdalena

I to samo ale z "Rabciem" na pierwszym planie. 

I znów Muzeum Orkana


Następnym razem koniecznie muszę to zobaczyć wszystko i zrobić znacznie więcej zdjęć - bo teren obfituje w ciekawostki.  

A na koniec, skoro mamy jeszcze opaski ne nadgarstkach...

Pożegnalny młynek. za Św.  MM Góra Kamionka - tam też mam ochotę potuptać. 

A potem już w auto i do domu.

11 comments:

Chemini said...

Aż spojrzałam w google po ile te bilety i ceny takie,że raz można pojechać. Na częstsze wypady trochę drogo, na plus są bilety dla niepełnosprawnych . W zoo Wrocław za bilet płacę... 40 zł za osobę. Na Wielki Młyn bym poleciała dla widoków na okolicę :)

makroman said...

Chemini - fakt, to ma plus że można do bólu, ile się chce, na minus to że moje "konie" skożystały z młyna, domku i zwierciadeł reszta była na poziomie przedszkola...
Marzy mi się Wrocławskie ZOO, ale cholernie daleko od nas, trzeba by na kilka dni z noclegami (bo przecież Ślęży bym sobie nie dopuścił) ;).

makroman said...

Miało być odpuścił ale idiota Android sam poprawił na dopuścił.

Ania said...

Mam nieodparte wrażenie, że próbowałeś wyrwać ten miecz królewski z kamiennej ściany, żeby zostać królem blogerów.
Poza tym - dwie Maciejowe muszą się spotkać - koniecznie zrób taką wyprawę.
I jedna uwaga do Wielkiego Młyna - na mnie nie zarobią; już od samego patrzenia na zdjęcia robione z góry robi mi się niedobrze, a o wsiadaniu na ten diabelski wynalazek nie ma mowy. Na wieżę widokową mogę wejść bez problemu, ale młyn - co to, to nie.

Wiesław Zięba said...

Zaliczyłeś kolejną udaną wycieczkę i powstał z tego interesujący post. Jeśli chodzi o sklepy, to też tak mam jak Ty. Jak mi który podpadnie, to za darmo może rozdawać. Nie wezmę.

Jula said...

Przekąski na drogę muszą być. A co dziwne, więcej się właśnie zje na krótkich wypadach, niż na długich. My przewieźliśmy paczkę wafelków z Polski do Bośni i z powrotem. Zjedliśmy dopiero w domu :)
Jest co oglądać w Rabce. Dla mnie te tereny całkiem obce są. No ale wszędzie się nie da być.

Kasia Skóra said...

W Rabce nigdy nie byliśmy ale może chociaż przejazdem się kiedyś uda :) Nasza córka na pewno cieszyłaby się z Rabkoladu i by była za odwiedzeniem tego miasteczka . Ładne zabytki a i górki też niczego sobie .

makroman said...

Aniu - mam swój, piękny hiszpański, może nie królewski, ale pyszny do ćwiczeń.
Jasne że postaram się zorganizować, tym bardziej że tam fajna bacówka jest.
Marzenka też się przed młynem wzbraniała, a potem się jej spodobało.

Wiesławie - dokładnie!

Jula - ja tan mogę w sumie wcale nie jeść, na wypadzie działa na mnie taka adrenalina że głodu nie czuję, za to po jakimś czasie pojawia się dołek glukozowy i wtedy szamam batonika. Ale rozumiem "konsumpcjonistów" ;).

Kasiu Kamilu - ostatni rok przedszkola i pierwszy rok podstawówki, to chyba naklepszy czas na Rabkoland. A sama Rabka jest na tyle mała że spacerem po niej żadne dziecko nie powinno się zmęczyć... no chyba że goni za pokemonami ;).

INKA said...

Tylko nie mów, że to tylko dla rodzinki ten Rabkoland;) Tyle żeś tych fotek tam nacykał, że nawet po nich samych widać, że równie dobrze się tam bawiłeś;)

wkraj said...

Też wieki temu tam bywałem, nawet mieliśmy zakładowy dom wczasowy. Muzeum pamiętam, kilka miejsc już jakby mniej. Fajne miejsce na rodzinny weekendowy wyjazd, czy nawet dłuższy pobyt.
Pozdrawiam.

makroman said...

INKO - ja zazwyczaj dobrze się bawię, Rabkoland przegapiliśmy o dobre pięć lat, wtedy zabawy było by więcej, ale nie powiem to fajne miejsce.

Wkraju - Jasne, tym bardziej że w pobliżu jest jeszcze skansen kolejowy w Chabówce i szereg innych ciekawych miejsc, a samych szlaków w okolicach Rabki wystarczy na miesiąc pobytu.