Friday, February 3, 2017

Przygody małe i duże na... Magurze. vol1 - Magura.

Sama nazwa magura to już zagadka i tajemnica. (cymbał autokorektor mi magurę podkreśla i koniecznie chce bym ja napisał z dużej litery - tymczasem to niekoniecznie nazwa własna). Problemu byśmy nie mieli gdyby sto lat temu "uczeni w piśmie" reformatorzy języka polskiego nie zafundowali nam takiej reformy ortografii jaką nam zafundowali. Albo gdyby się przyłożyli i zreformowali także ortografie nazw geograficznych pochodzących od innych niż Polacy ludów zamieszkujących terytorium Rzeczypospolitej. Ale jedno zrobiona a drugiego nie i ... mamy magurę...
Teraz sobie wyobraźmy że piszemy ją - "magóra"  ... z czym Wam się kojarzy? Z "małą górą" ? Jeśli tak to jesteście na miejscu! Bo w rzeczywistości (jako rzecze cioteńka Wiki - ale nie mam powodów jej nie wierzyć, bo to samo onegdaj wyczytałem w kilku przewodnikach) "magura" to słowo wołoskie, usłowianizowane, tyle że Wołosi przejęli je od... Słowian i wtedy znaczyło właśnie tyle co pojedyncza góra, stosunkowo niska, kopiec, wzniesienie... mogiła "mohyła"/ "mohura" / "mogura".  stąd takie zatrzęsienie Magur - a każda stosownie określona. Zatem magura - to mała góra - która wymsknęła się językoznawcom - może gdyby chodzili po górach a nie dywagowali w dusznych, ciemnych i przytłaczających gabinetach - to nie wymyślili by takiego potworka jakim jest "rodzima" ortografia?!

Mnie oczywiście interesuje Magura na Beskidzie Niskim (czemu oczywiście?... sam się zastanawiam - pewnie dlatego że najbliżej ;) )   Mam do wyboru dwie magury - Wątkowską i Małastowską, z racji na planowane inne punkty wypadu - wybieram Małastowską - Marzena organizuje nocleg! jest w tym naprawdę niesamowita!!! Umie znaleźć ciekawe i sympatyczne lokum za cenę noclegowni i to jeszcze tak sprawę przedstawi że żyjemy tam jak królowie! Będziemy spać w Zdyni - ale to temat na inny post. Teraz Magura.

O ile Marzenka organizuje lokum, o tyle ja trasę - rzecz jasna mapa musi być - a jak mapa to Compassu - Beskid Niski. Tu ból zaczął się już na wstępie - nigdzie jej nie ma! W Matrasie nie ma, nawet nie sprowadzą, bo magazyny też już puste, o innych księgarniach niema co myśleć, przesyłka z Compassu - to drugie tyle za nadanie... ból jak diabli. Dopiero w tarnowskiej IT trafiam na ostatni egzemplarz! O chwała ci IT... mam starą mapę "Beskid Niski i Pogórze" - ale generalnie nie ma tam nic z tego co jest dla mnie cenne - cmentarzy, krzyży, kapliczek, cerkwi, pomników itd.  Compass wymiata pośród map turystycznych - jest bezkonkurencyjny. A swoją drogą mogli by mi za taką reklamę jakiegoś gratisa rzucić ;-). Ale jak już miałem mapę to... no właśnie - w wersji nieprzesadnie rozbudowanej wyszło mi że potrzebujemy trzy tygodnie, zrobimy pieszo jakieś 350 km i zobaczymy wówczas co nieco... potem było już tylko bolesne odkrawanie marzeń kawałek po kawałku. Musimy zmieścić się w trzech dniach. Kwestia urlopu.

Trasa wiedzie przez Gorlice (zresztą wybrałem dojazd środkiem - czyli ani przez Grybów,  ani przez Biecz - bardzo fajna trasa i choć mieszkam blisko - to jeszcze nią nie jechałem), potem na Konieczną. W Gorlicach na chwilę odpalam nawigację, bo mnie kierunkowskazy zainstalowane w mieście w błąd wprowadziły, potem już prosto, tyle że co i rusz noga sama z gazu się zdejmuje, bo tyle miejsc ciekawych po drodze...


Zaczynamy w magurskim SkiParku, nie żebyśmy byli narciarzami, ale można sobie kupić bilet turystyczny i jest fajna przygoda na wyciągu.





 To już na stacji górnej - idziemy zdobywać szczyt. 

 Śniegu nam król Magury nie poskąpił
 
 Nawet bardziej niż nie poskąpił...
położyłem plecak na  śniegu, ustawiłem rodzinkę do zdjęcia, włączyłem samowyzwalacz, obiegłem najbliższych i ... w momencie gdy aparat robił zdjęcie zapadłem się po ja.. znaczy pachwiny...  

 W dali już widać pomnik na cmentarzu wojennym  nr 58
jeszcze kilka lat temu to była totalna ruina a teraz... ale po kolei. 

nie ma jak szczytować we dwoje...

 Szlaki kuszą dalszą wędrówką... 
Jezu ufam Tobie... ale słuchać się muszę żony... 





 szczerze mówiąc... nie poznałem go !!! 


Tak niesamowitą robotę zrobili ludzie z Magurycza
poniżej filmik o tym kto i jak to robił!! 



 No coś wspaniałego!!!



 Te białe czapy wyglądają jak pióra na hełmach paradnych...

 Chwała poległym, szacunek tym którzy przeżyli. my byliśmy tu gdy temperatura sięgała ledwie minus pięciu stopni - oni w zimie 1914/15 mieli tu minus trzydzieści...

 Takie "rodzinne" zdjęcie - pięknie się te drzewa splotły ze sobą. 

 Znów przechodzimy obok wyciągu. 

 i maszerujemy dalej, krokiem posuwisto zapadającym do schroniska na kawusię. 

 A słoneczko nam drogę umila... choć to zaledwie tylko marszu chwila. 

 Widzicie schronisko?... moi też nie mogli uwierzyć że to tam.

 Tu widać je lepiej - narciarze, zaadaptowali stolik piknikowy na skocznię - może trochę nieładnie, ale w sumie.



 Obchodzimy schronisko dookoła - bo tak poprowadziła ścieżka wyjeżdżona przez narciarzy - idąc wprost do wejścia musielibyśmy przebijać się przez zaspy, albo nadkładać drogi. 

 Ale warto - bo zaplecze oddaje lokalny klimat...

 We wnętrzu

 jest klimatycznie

 schroniskowo

 z mnóstwem pamiątek

 czytelnią

 galerią chwały ;)


 i obowiązkowymi pouczeniami.

 można się kimnąć,

i zamówić coś do picia, jedzenia, kartki pocztowe, plakietki pamiątkowe, co tylko jest na wystawie. 
tylko szefa nie ma - znaczy jest - kondygnacje niżej... woła się Go głośno, zamawia kładzie pieniądze na półkach - on realizuje zamówienie i ... winda zmienia położenie - pieniądze znikają a na drugiej z półek magicznie pojawiają się parujące kubki z kawą, lub talerze z wyżerką.   
Nad uczciwością transakcji czuwa król Magury.

 A za oknami ziąb

 A tu ciepło, przytulnie i nawet koty przyszły się pobawić. 

 Lecz musimy już iść - późno się robi - a chcę do Zdyni trafić nim zmierzch zapadnie - bo wszak miejsca nie znam i choć tuż obok drogi a sama Zdynia wielka nie jest - to ...

 Idzie ekipa borem

lasem

 robi sobie zdjęcia czasem. 

 Na szczycie armaty - na szczęście śnieżne - dające ludziom zabawę, nie śmierć jak ich odpowiedniczki sprzed stu lat - no i w tym sezonie raczej bezrobotne. 

 Siadamy i jedziemy - chciałem schodzić szlakiem do podnóża - ale zabawy na górze zajęły nam tyle czasu - ze rezygnuję. Poza tym boję się urazów, a my z Miłoszem mamy w butach więcej śniegu niż powietrza - na szczęście mamy też solidne buty - przemokły ale trzymają ciepło.  
Marzenka ma śniegowce - ma w stopy ciepło, przytulnie - ach te kobiety zawsze umieją się ustawić ;-)  

 Wieje żeby nie powiedzieć piz...i!!!! 
nasze ciepłe buty, wyraźnie przestają być ciepłe... 

 Ale chyba przypadliśmy królowi Magury do serca - żaden ślad po nas nie został, ani okruszyny, nawet śmieci zapakowałem do plecaka i zniosłem w dolinę, do bagażnika, a potem wróciły z nami do Tarnowa - dlatego na odjezdnym podesłał nam myszołowa (albo orlika krzykliwego - bo o ich obecności tu czytałem w przewodnikach, a oznaczyć nie umiem ) aby swoim lotem odciągał nasze myśli od kostniejących palców... 

Na dole  w stacji porcja pierogów ruskich na twarz - dobre - nie takie dobre jak na Brzance... ale dobre - spokojnie mogę polecić.   Miłosz pochłania nawet zeszklną cebulkę - widać chłód i wiatr zrobiły swoje i organizm domaga się tłuszczyku...  

Jedziemy na nocleg, następnego dnia czekają na nas kolejne przygody.





23 comments:

ikroopka said...

Piękna wycieczka! Byłam w okolicy, ale latem i w poszukiwaniu cerkiewek; pojechałabym zimą, ale coś mi się 'nie składa':(

makroman said...

Też znam te tereny głównie z lata, zimą dotarcie np. do cmentarza to wyprawa na miarę B. Grylls'a ;). Ale z dobrą ekipą, żaden śnieg nie straszny, zwłaszcza że ludzie tam mądrzy i uczynni można liczyć na wsparcie.

Wojciech Gotkiewicz said...

Kurcze, a już myślałem, że zima poszła precz. Tymczasem na Twoich zdjęciach ma się, aż za dobrze. Choć góry, to nie moja bajka, muszę przyznać, że Wasza wyprawa robi wrażenie, ale i tak najbardziej imponuje mi Miłosz, który bez słowa skargi znosi rodzicielską chorobę turystyczną :)) PS. Miałem kiedyś pomysł na post związany z dziwnymi nazwami podlaskich wiosek (Koty-Rybno, Łoje Awissa itp.). Zarzuciłem go jednak, ale teraz chyba jednak zmierzę się z tym wyzwaniem:).

Kasia Skóra said...

Fajna wycieczka, wyciągiem nigdy nie jechałam, bo i na nartach jeździć nie umiem :)
Ale ogólnie to coś mało narciarzy na Magurze...
Na ostatnim zdjęciu to raczej myszołów, albo orzeł przedni. Orliki krzykliwe to królowie beskidzkiego nieba, ale trzeba dodać, że letniego nieba :) Natomiast zimowiska mają u nas w Polsce orły przednie :) Zarówno orła, jak i orlika poznamy po ogromnej rozpiętości skrzydeł (orlik krzykliwy około 170 cm, orzeł przedni nawet 240 cm). A myszołów jest sporo mniejszy...
Z niecierpliwością czekamy na kolejne wpisy z naszych ukochanych gór :)
Kasia

Dendro-Podróże said...

Ciekawie, ciekawie i szczegółowo opowiadasz. Zdjęcia dla oka przyjemne. Byłabym zazdrościła, gdyby nie to, że sama właśnie zaszyłam się w Górach Bialskich. Ta zimowa sceneria tak bezbłędnie odpręża i dodaje sił... Pozdrawiam ciepło.

makroman said...

Wojtku - bo poszła - mam fajne zdjęcie poklatkowe, jak się wał fenowy przetacza nad Magurą... i oto odwilż.
Turystykę mają w genach i kościach ;) Starszy pod sercem mamy był w Grecji a potem w wieku 6 miesięcy na Trzech koronach ;-), a teraz na zimowisku harcerskim, bił kilometry w Gorcach.
Młodszy jak miał pół roku wyjechał z nami na Skalnate Pleso pod Łomnicą w Tatrach słowackich, był w Tatralandii i jaskiniach... a teraz to naturalna konsekwencja. W schroniskach czuje się jak u siebie.

Kasiu - dla nas wyciąg, to po prostu okazja do zabawy, taka atrakcja, jak kulig zimą to i wyciąg muszą być.
Fakt nie było ich zbyt wielu - dla tych którzy lubią mieć audytorium - klęska, ale jak ktoś chciał poszaleć na stoku, to miał "cały dla siebie".
Trudno było drapola rozeznać, bo i tak zdjęcie na maksymalnym zoomie. Ot plamka na horyzoncie - myszak wydaje się najpewniejszy, a o orliku wspomniałem żeby nie było iż przewodników nie czytam ;-)

Dendro - tym czym Niski dla Karpat, tym pewnie Bialskie dla Sudetów - choć tam bywam znacznie rzadziej i teren znam mocno gorzej.
pozdrowienia.

Ania said...

No, proszę, jakie zuchy!
Odciągają dziecko od komputera i prowadzą w cudny świat zimowy.
Ale, że to schronisko wypatrzyłeś, to dziw. Przecież to prawie po komin w śniegu.
Poza tym jestem pełna podziwu dla wykorzystania wyciągu. Gapa by się tłuka pod górę, a tu luksusy.
Czekam niecierpliwie na kolejną relację.

makroman said...

Po prostu wiedziałem że tam jest, znam te tereny,szmat czasu mam nie byłem, to prawda, ale co nieco w pamięci zostało.
A wyciąg to radocha sama w sobie, zaś włączona w trasę wędrówki, trochę ją wzbogaca.

Wiesław Zięba said...

Uchwyciłeś niesamowicie piękną zimę. Z zainteresowaniem przeczytałem Twój cały wpis i wiesz... chciałoby się tam być, choć w domu ciepło i przytulnie. Nic jednak nie zastąpi takiej przygody jak Wasza - rodzinna.

makroman said...

Wiesławie - Bo zima tutaj w Beskidach zazwyczaj jest piękna... no chyba że nie ma śniegu ;-)
No cóż, to nie była tułaczka - już czekały na nas ciepły, przytulny pokój, gorący posiłek, kawka, łóżeczka i na wieczór kilka filmów na pendrajwie ;-)

Nomad said...

To ja byłem w tej drugiej Magurze. Tam pośrodku jest szczyt Magura. Co prawda ma zaledwie 822 m. Ale też tam fajnie, bardzo dziko i niedostępnie. Byłem i pieszo i rowerowo. Polecam na przyszły raz tamtą część, będzie do kompletu.

makroman said...

Nomadzie - wiem, wszak czytam twojego bloga już dłuższy czas. Byłeś na Wątkowskiej. Piękne tereny. Też byłem tam z ekipą rowerową ale to prawie ćwierć wieku temu. Zaraz jak się "górale" w Polsce stały dostępne dla zwykłych ludzi.
Do Jasła pociągiem, potem Dukla, Wątkowska, Małastowska - łącznie tydzieñ z noclegami w schroniskach i bacówkach. Piękne czasy.

Wojciech Gotkiewicz said...

Moja córka ma przyrodę w genach od trzech pokoleń i co? I figa z makiem! Gdzieś popełniłem błąd!

wkraj said...

Kiedyś robiłem pętle po Beskidzie Niskim i też spałem w Zdyni. Fajna miejscówka do planowania wycieczek. Na Magurze byłem ale Małostowskiej, tez jest tam cmentarz na przełęczy. Zimową pora wszystko wygląda inaczej, ale też cudnie. Pozazdrościć takiej wycieczki :)
Pozdrawiam.

Ania27 said...

Tereny mi jeszcze nieznane, fajnie było obejrzeć tyle wspaniałych, zimowych zdjęć z tych gór... Śniegu rzeczywiście aż po same kolana:) Pozdrawiam!

Ania said...

OS mapę, o której piszesz kupiłam w empiku. Internetowo, rzecz jasna.

makroman said...

Wojtku - bo same geny nie wystarczą, to czy dojdzie do ich ekspresji zależy od czynników środowiskowych... Tako rzeczą uczeni w kodzie DNA ;)

Wkraju - wspaniała przygoda, taka pętla rowerem po Magurach. A ośrodek w Zdyni zbiera multum pochlebnych recenzji (i słusznie), przy okazji szukania skrzynki pocztowej znalazłem w Gładyszowie prawosławny ośrodek rekolekcyjny, muszę do nich napisać czy udzielili by gościny wędrowcowi.

Aniu27 - wyżej niż po kolana, po kolana to na szlaku, w zaspach sięga po pas, a gdzie jest dół śniegiem zarówno tego nie widać. Tereny piękne i gościnne. Zapraszamy.

Aniu - piszesz o "Beskidzie Niskim" Compassu - pewnie tak, w ostateczności i tam bym zapukał, ale generalnie wolę mapy kupować w Matrasie, Informacji Turystycznej i PTTK. Każdy ma swoje dziwactwa ;)
A propos - czyżbyście się z Ekipą wybierali na podbój Beskidów?

Hanna Badura said...

Piękna wycieczka rodzinna :)
Ślicznie wygląda las w śnieżnych czapach. Pozdrawiam :)

makroman said...

Hanno, bo to naprawdę piękne miejsca. Rodzinkę mam super! Starszy walczył z zaspami i zaspaniem w Ochotnicy na zimowisku harcerskim, w my na Magurze. Na dalekie wędrówki zwłaszcza zimą ani Marzenka ani Miłosz się nie piszą, ale u była okazja pokazać im kilka niezwykłych miejsc.

Maria z Pogórza Przemyskiego said...

Tyle śniegu na Magurze, a my tkwimy w domu, choć w planach były narty na stoku; byliśmy tu, kiedy był jeszcze stary wyciąg, bardzo mile wspominam, trasy na moje możliwości i umiejętności, choć czuło się w nogach te podjazdy i zjazdy, w gruncie rzeczy cały czas na nogach; teraz, po modernizacji, kiedy można jak paniska wjechać na szczyt, to przyjemność podwójna, i zmęczenie mniejsze, sił wystarczyłoby na dłużej; cmentarz w lesie w bardzo ładnej scenerii, no i ciągle zachwycam się tymi czapami śniegu.

makroman said...

Mario akurat komu jak komu to Tobie ani śniegu nie brakuje ani górek ani pięknej okolicy - ale miło że i Magurę czule wspominasz.

♥ Łucja-Maria ♥ said...

Och Magura! Przypuszczam, że każdego oczaruje.

Macieju, miło otrzymać komentarz w którym dowiadujesz się, że ktoś ( w tym przypadku Ty) pragnie umieścić blog w oglądanych. Bardzo dziękuję. "Zabytkowe budowle sakralne" powstał na potrzeby innego bloga: http://inspiredsundaymeme.blogspot.com
Muszę Ci się do czegoś przyznać.
Czytałam Twoje ciekawe komentarze na kilku blogach i cieszyłam się, że do mnie nie zaglądasz.
Na samą myśl, rumieniłam się za mojego bloga i swoje dyletanctwo:)

makroman said...

Łucjo-Mario Ale jak widzę tematy się w zasadzie pokrywają, a jednak zdecydowanie wolę po angielsku mówić niż czytać... pewnie dlatego że podczas czytania wymachiwanie rękoma nie pomaga, a podczas rozmowy owszem ;-)

Ps. zbytek skromności. Ktoś tak obyty w świecie zwyczajnie z definicji nie może być dyletantem.