Sunday, March 5, 2017

Powrót na Magurę - czyli o tym jak pies mi mordę lizał...

 Wracamy na Magurę Małastowską. Po co? Ja bo kocham takie miejsca a Marzenka bo... zapomniała kupić i wysłać jeszcze jednej kartki... Tam w ogóle żadnych skrzynek nie trafiliśmy - ale obsuwa, podobno była w Gładyszowie, tak mi przynajmniej mówią przemili ludzie w prawosławnym ośrodku ELEOS, no może kiedyś była, ale już nie ma i szlus - w sumie to jaki kretyn w dobie maili, SMSów i pejsbóka wysyła kartki pocztowe? 

No więc wracamy. Oczywiście jak zwykle udaje mi się utknąć samochodem w zaspie - tyle razy sobie obiecuje że odłożę jakieś pieniądze i kupię ładę nivę z windą i baterią halogenów na górnej listwie! Po co? Zapytacie - ajuści po to żeby jak utknę w zaspie to zaplątam linkę wokół jakiegoś drzewa i sam się wyciągnę a jak mi ktoś, zbyt tępy by wyregulować sobie światła, błyśnie po oczach, to ja mu dam taką kontrę że tydzień będzie oczęta zakrapiał...

Ale nie mam niwy, mam francowaty wynalazek o niskim zawieszeniu, do tego szeroki i jak przyssie się "brzuchem" do zaspy to dupa zbita... na szczęście akurat tam ludzie sensowni mieszkają a król Magury nam sprzyjał i w kilkanaście sekund ktoś nadjechał - zarzuciliśmy linkę, facet szarpnał i auto było wolne - zaparkowałem na "schroniskowym" parkingu leśnym (w lecie to pewnie mygło) i dalej już piechotką...

Zdecydowanie inne warunki niż kilka dni wcześniej - wieje halny, tu następuje kondensacja - kilkaset metrów dalej na północ jest już cieplej, słonecznie i miło... odwilż rozpuszcza lodowe czapy. Tu jesteśmy w samym sercu wału fenowego.



Ale Król Magury zesłał nam przewodnika, cobyśmy w szarych kłębach chmur nie pogubili drogi - zacny staruszek ale wyraźnie mnie nie docenia - ja nie gubię się w takich miejscach. 
Pokazuję Marzence co dzieje się z tymi którzy chcą dojechać za wysoko lub są zbyt leniwi by przejść kilkaset metrów... 
Podobno jeszcze dwa tygodnie temu przyjmowali przez lufcik ciepłe posiłki, donoszone ze schroniska, ale teraz już tylko rodziny czekają na odwilż by wydobyć ciała...  

No nie mówiłem że pies mi mordę lizał?! 

Przy okazji też przytyrał Miłosza... Zabawy młodych na śniegu - pewnie proporcjonalnie są rówieśnikami.

W sumie to "zdjęcie rozwodowe" - nie pokazujcie mojej Aurze, bo mi "zdrady" nie wybaczy ;-) 

Tak, tak Miłosz to kociarz jednak...

Laski dwie...
ale już wracamy - jak ktoś chce więcej schroniska to zapraszam trzy posty na zad. 

Przechodząc nucę.. "wieczne odpoczywanie"... nie wiem czemu Marzenka przyśpiesza.. ;-) 

To dla tych którzy nie wierzyli że mamy do czynienia z samochodem i myśleli że żartuję fotografując jakieś blachy...


Nocne wichury, cokolwiek drzew ponaginały, będzie czym schronisko ogrzewać.


Zsuwamy się samochodem pół kilometra bliżej szosy, pomni losu nieszczęśników którzy czekają na odwilż...
To już parking przy przełęczy Małastowskiej  
Namawiam Marzenkę na wypad do Bartnego - szlak marnie przetarty, głównie przez narciarzy - więc pewnie szli byśmy z godzin pięć. ale czego się nie robi dla przygody?
Nie daje się namówić.

Ostatni rzut oka na południe.

Stawiam że Cyryl i Metody.
 
Cmentarz wojenny nr 60

 




Ja z Panię Renatą Majek jednakowoż się nie zgadzam i choć doceniam jej talenty gawędziarskie, to dostrzegam też w tej quasi kaplicy - pełniącej rolę pomnika centralnego odniesienia do współczesnej wojnie miejscowej architektury drewnianej. 
Tyleż "prasłowiańskiej" że ludy tu faktycznie z dziada pradziada osiadłe i do migracji inaczej niż pod lufami karabinów nieskore. 


Natomiast arcy ciekawy materiał dotyczący tego cmentarza i nawet zdjęcia dokumentujące fazy jego powstawania znajdziecie na stronach gminy Sękowa.
 
I to już koniec magurskich przygód w tym sezonie. Zaraz za przełęczą spotykamy ciepłe słońce, błękitne niebo, silny suchy i ciepły wiatr, rozlewiska po topniejącym śniegu... natomiast najbliższą skrzynkę pocztową dopiero w Gorlicach!  

Do zobaczenia na szlaku. 

9 comments:

Stopa w stopę said...

Miłosza rozumiem, w pełni.

makroman said...

Koty w sumie też lubię, mientkie takie ;) ale psy to towarzysze najwspanialszych przygód. Już nawet raz przybłąkał się do nas taki jeden, ofuknął Aurę i byłby został ale Marzena się nie.zgodziła, to jedyna kobieta którą znam nielubiąca kotów.

Ania said...

I znów odkrywam w Marzence pokrewną duszę - nie dość, że podobny gust literacki mamy, to dzielnie jej towarzyszę w niechęci do kotów. Nawet nie dotknę paskudy.
A relacja fajna Ci wyszła - taka prawie zupełnie czarno-biała. Poza tym widać, że z zimą w górach naprawdę nie ma żartów.

Wojciech Gotkiewicz said...

A ja myślałem, że to my mieliśmy śnieg :)))) Co zaś do samochodu. Wszystko, to piękne w teorii. Ostatni raz - z wielu - zakopaliśmy się w ubiegły piątek na ... łące. Dobrzy ludzie pomogli i już po 3 godzinach byliśmy wolni. I nie pomogło wyższe zawieszenie i napęd 4x4, gdyż warmińska glina to straszna moc, zwłaszcza po roztopach. Nad taką Biebrzą nie pomoże Ci też wyciągarka, gdyż nie ma do czego się podczepić. Jak mawia przysłowie: "im lepsza terenówka, tym dalej musi jechać traktor, żeby ją wyciągnąć" :))). Pozostaje zdrowy rozsądek i ... graty do noclegu w samochodzie :)))

Kasia Skóra said...

To mi się podoba w Beskidzie Niskim gdy wokół odwilż i wieje halny to nad Magurą i okolicznymi wzgórzami aż po Krempną wisi ten wał fenowy i jest tam zima :) :) Szczególnie w tamtym roku było to piękne gdy u nas na Pogórzu zimy nie było tam były oszronione, oblodzone drzewa i trochę sniegu, zakonserwowane jakby w termosie ! :)

makroman said...

Aniu - Marzenka by nawet lubiła koty, byle je zalać żywicą i poukładać na półkach ;-)
Faktycznie kolory nam gruntownie wtedy zanikły, taki urok halnego.

Wojtku - Mądre przysłowie...

Kasiu i Kamilu - Dokładnie - w innych górach w Polsce tego nie ma bo południowa strona jest albo daleko odsunięte, albo u sąsiadów - Może Ania tu zajrzy i napisze czy nad Świętokrzyskimi jest podobnie.

wkraj said...

Zima jest tak całkiem inaczej. Szkoda, że tak daleko ode mnie. Pozostaje oglądanie zdjęć.
Pozdrawiam.

Gabriela Jaworowska said...

koty uwielbiam...nawet kociczka mam i śpi że mną...a to i ja jestem jakaś nienormalna bo kartki wysyłam...i wiele dostaję więc takich jest więcej ale skrzynek coraz mniej. ..ładna zima.

makroman said...

Wkraju - Owszem zima odmienia świat, zwłaszcza taka śnieżna jak tu.

Ggobbo - Nadała byś się z Miłoszem ;-) bo moja żona to już za kotami nie przepada.
Witajmy w elitarnym gronie widokówkowców ;-) ... Brawo MY!!!!