Monday, November 4, 2013

Via Regia z Wojnicza do Dębna

Via Regia - droga królewska. Wychowałem się kilkadziesiąt metrów od trasy jej historycznego przebiegu. Ale drogi, tak jak i rzeki, meandrują, po setkach lat, trudno nawet z całą pewnością orzec że przebiegały dokładnie tędy - powiedzmy sobie szczerze - obecna Via Regia to jedynie nawiązanie do drogi królewskiej  - tej którą podróżował choćby Bolesław Śmiały (idąc na Kijów) czy Łokietek gdy przyszło mu odwiedzać włości swego wiernego wasala Spytka Leliwity.
Z mroków zapomnienia Via Regia podniosła się za sprawą wędrowców, ale impuls do jej odrodzenia dał Bł. Jan Paweł II. To On sam będąc pielgrzymem do Santiago de Compostela, przypomniał Europie jej dziedzictwo i... ziarno wydało wspaniały owoc. To co jeszcze dwadzieścia lat temu było lokalną "atrakcją" turystyczno religijną. Dziś obejmuje praktycznie całą Europę. Stale wytyczane są nowe drogi, stale dokonuje się korekt - Camino żyje.

A propos - zauważyliście że dawne miasta są lokowane w odległości mniej więcej 25 kilometrów od siebie? To wszystko ze względu na pielgrzymów - 25 km to dzienny dystans spokojnego marszu.

Camino to nie jest turystyka, albo to nie wyłącznie turystyka, to pielgrzymka, przeżycie duchowe, dla którego oprawa krajoznawcza  jest tym czym ramy dla ikony - miłym acz trzeciorzędnym czynnikiem.

Jak mawiają pielgrzymi nie chodzi o to by przejść Camino, ale by to Camino przeszło przez ciebie. 

Obecnie pieczę nad Camino w Polsce sprawują Przyjaciele Dróg św. Jakuba.
Odcinek Via Regia w okolicach Tarnowa wytyczyli wędrowcy z Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.
Miejscami jest on silnie ekscentryczny - mi by w życiu do głowy akurat te ścieżki nie przyszły - inna sprawa że nadrzędnym celem, było doprowadzenie pielgrzymów do miejsc związanych z kultem św. Jakuba, w sposób nie kolidujący zbytnio z nasilonym ruchem kołowym (stąd unikanie głównych dróg), jak i możliwie ciekawie, tak aby ich "duch walki" nie osłabł z powodu... nudy.

Jak dla mnie jest ekstra...
Ale ja nie jestem pielgrzymem - kiedyś będę. Kupie Credencial - (paszport pielgrzyma) paczkę przewodników i wyruszę. Nie dziś, nie zrobię tego, bo potrzebny jestem dzieciom i żonie - to był by egoizm. ale za lat kilkanaście gdy pójdą już swoją drogą...

Póki co wędrówkę ograniczam do kilku godzin pomiędzy odprowadzeniem dzieciaków do szkoły a... drugą zmianą w pracy. 

Wojnicz wita mnie deszczem, choć zaczęło się pomyślnie bo kierowca busa zgarną mnie ze skrzyżowania (stał na czerwonym) gdy spóźniłem się na przystanek. No ale co to za deszcz? Ledwie kropi, tyle że zdjęcia marne i zachlapane.

Po wyjściu z busa, kilkadziesiąt metrów nazad, tak aby rozpocząć marsz od "słupka" - "słupkami" nazywam te malownicze betonowe znaczniki przy co ważniejszych obiektach na szlaku. Tym razem to Kościół pod wezwaniem Św. Leonarda z drugiej polowy XIV wieku.


Wojnicz to urokliwe małe miasteczko - powoli odzyskujące klimat, po tym jak ruszyła autostrada - jeszcze tylko południowa obwodnica i przestanie być ściekiem kanalizującym tysiące samochodów dziennie.
Dla mnie zawsze zachowa klimat - no właśnie jaki?... jak go nazwać? Knajpiany, z duchem piosenek taty Kazika?
Poprostu byliśmy tu kiedyś, gdy byłem jeszcze bardzo mały i mój Dziadek, spotkał w knajpie kolegę z.. więzienia, myśleli że nic nie rozumiem - rozumiałem. Dziadek miał wyrok 5 lat za pobicie funkcjonariusza państwowego, tamten szczęśliwie dożył amnestii... z karą śmierci przez kilka lat wiszącą nad karkiem. Nie ma co Ustrój Sprawiedliwości Społecznej kolejny raz ukazał swoją "ludzką" twarz. A że klawisze w wiezieniu powybijali Dziadkowi zęby? No przecież mogli go zastrzelić przy próbie ucieczki... Że z gruźlicą z wiezienia wrócił? Wielkie halo... ale wrócił, a inni nie wracali...

Ps. w Wojniczu też mieszka spora gromadka ludzi noszących takie samo nazwisko jak ja - rodzina, ale nie utrzymujmy kontaktów, choć ta mieszczańska część rodu, to właśnie stąd.

Idąc dalej mijam kościół Św. Wawrzyńca -którego barokowa wieża jest zresztą ładnie na zdjęciu powyżej eksponowana. wychodzę z terenu zwartej zabudowy, rozkładam kijki i ... jestem na szlaku.

Przestało padać, ale wciąż mgliście.
Tuż za Wojniczem, a może jeszcze w jego granicach? - Jedna z tych niezwykłych rozmów, które mają w sobie coś mistycznego. No bo zagaduje mnie miejscowy - świetnie lokalizowana posesja, spory szmal wrzucony w tę ziemię i dom. A człowiek jakiś taki... nie do końca - rozmawiamy, pyta się co i jak, skąd, gdzie po co? - opowiadam mu o Camino i ... no właśnie tego mu było potrzeba - zwierza się że on sam łazik, że myśliwy (no to akurat mi nie imponuje), że onegdaj to wszystkie szlaki tu znał, ale potem, żona, córki, szkoła córek teraz studia, działka, dom, zabieganie, tysięczne sprawy, brak czasu dla siebie, brak oddechu - niby wszystko Ok, a on czuje jakiś taki niedosyt życiem - niby mu zazdroszczą, ma dobrą prace, ładną żonę, teraz ten piękny dom i córki i .... czegoś mu brak. Ale właśnie - przecież mówiłem o Camino - to jeszcze raz - jak to jest z tym pielgrzymowaniem? I w oczach coś się zapala - tak nieśmiało, ale stanowczo - jakaś myśl konkretna - jestem pewien że on też zostanie pielgrzymem - być może tylko w pobliżu domu, ale zostanie.
Już pisałem że Camino na odcinku Wojnicz Dębno wytyczone jest dość ekscentrycznie? Bo to ani równina, ani wyżyna, ani pagory ani lasy, ani pola uprawne, ani miasteczka ani wioski ani nawet dzicz...

I tylko przybytki najpilniejszej potrzeby...

Dochodzę do Sufczyna. Mijam kościół, obok plebani ścieżka - prawdę powiedziawszy trzeba iść "na wiarę" bo generalnie to jej nie widać - ale skoro szlak tak pokazuje... 
Potem pole a potem:
Z deczka zdefektowany mostek, a może tylko mi ze zmęczenia perspektywy się wyginają? 
Ale nie wybrzydzajmy - przejść się nim da i to jest sedno jego istnienia. 
 
Za Sufczynem ostatni etap. Co nieco wzdłuż rzeczki, znów jakieś dzicze - i znów droga "na wiarę" (normalnie jak Indiana Jones - trzeba uwierzyć ze tędy da się przejść, bo inaczej korci by zawrócić ;-) ).

I wreszcie....
JEST
 Zza drzew wyłania się przepiękna bryła późnogotyckiego kościoła Św. Małgorzaty w Dębnie... ale o tym innym razem.

Zejście do "czwórki" kilka minut oczekiwana na busa-dopijam resztki picia, przesiadam się w Tarnowie i... osiem godzin odpoczynku... w pracy ;-)


4 comments:

DD said...

Podziwiam pielgrzymów. Oj, prawdziwie podziwiam. Nigdy nie odważyłam się i pewnie nie odważę. Wraz z przypływem lat wolę wygodniejszy i szybszy sposób pielgrzymowania, chociaż.... chociaż w duszy coś czasami tak zagra,że.... Kto wie,kto wie!
Dziękuję za tę wycieczkę.Serdeczności.

makroman said...

A ja właśnie na emeryturę odkładam pielgrzymowanie. Polecam film "Droga życia", coś z górnej półki, choć krytyka nie pozostawiła na nim suchej nitki (jak dla mnie to akurat zachęta była ;-).

gwiezdna said...

nie zostawiaj Makro niczego na emeryturę, realizuj kiedy tylko poczujesz, że będziesz mógł bez szkody dla rodziny :)Droga życia jest tylko jedna :)pozdrawiam :)

krogulec14 said...

I od sześciu lat z powrotem wśród miast ;-)
http://miastapolski.blox.pl/2009/10/1-379-Wojnicz.html