Ruszyłem przed dziesiątą, wiedząc że najpóźniej około pierwszej muszę być w domu, tak aby coś zjeść, jechać po dzieci i zdążyć wyjść na autobus do pracy.
Podejście pod "Marcionkę" - stromo, ale urokliwie - na mnie zresztą nie robi większego wrażenia, gdyż pokonuję je prawie codziennie idąc z Aurą na spacer - tym razem Aura też miała iść ze mną i nawet poszła... tylko się suce zachciało obchód po osiedlu zrobić a nie po górach i paryjach łazić.
Kościół Św. Marcina - zawsze piękny, ale "pod śniegiem" to już rzuca na kolana - oczywiście jak zawsze, zostawiłem swój wpis w księdze pamiątkowej z opisem zamiarowanej trasy.
Św. Marcin na posterunku - cokolwiek plecami do Tarnowa odwrócony - i tak dobrze że pion trzyma, bo jak by był przygarbiony, to skojarzenie z wypinaniem się na Tarnów było by oczywiste.
Jak by kto chciał, to obok widać konstrukcję altanki - nawet jadąc samochodem warto tu "zahaczyć" i
odpocząć podziwiając widoki.Tym bardziej ze jest tu spory parking.
Kolonia Łękawica- w temacie zadupia, lepiej się wyrazić nie sposób. To w zasadzie dwa domy, stodoły, jakieś wiaty i kawałek dalej mała pasieka.
Tu już trzeba znać ścieżki, i to znać bez ich widoczności - bo wszystko jest zasypane śniegiem - tyle że ja te ścieżki znam i wiem obok których drzew iść, którędy.
A propos - na wprost to Trzemesna - choć kiepsko ja widać.
Schodzę w dół, kijki zapierane o bruzdy na polach, świetnie pozwalają odpocząć nogom.A zdjęcie jest robione w pół drogi i pod górę, stąd wrażenie jak bym jednak podchodził.
Do Łękawicy schodzę bez problemów, potem spokojny marsz pomiędzy domami i do Skrzyszowa - tu już zaczyna się większy ruch, więc odbijam "w pola" i ścieżkami wytyczonymi przez zwierzaki zdążam do lasu - w lasach nie polecam takimi traktami łazić - raz że praktycznie na sto procent łapie się kleszcza (bo tam jest ich najwięcej), to jeszcze w niektórych okolicach można wejść w potrzask zastawiony przez kłusownika.
Wkrótce docieram do Kruka, schodzę między drzewa i wychodzę po jego drugiej stronie, dokładnie tam gdzie chciałem -ma miejsce biwakowania.
Leśny biwak w Skrzyszowie -w oddali wieża kościoła, szamam Horalkę - zdecydowanie polecam na rajdy - lekka, dodaje mocy, nie obciąża ani żołądka ani plecaka. Patrze na zegarek - za piętnaście 12 - mam więc godzinę i piętnaście minut by wrócić - nie realne, nie zimą - ale będę się starał.
Na podejściu staram się wyciągać krok - nie da rady, śnieg skutecznie zniechęca, obsuwając się spod nóg, co powoduje że na każdy krok zaledwie 2/3 dystansu okazuje się skuteczne, reszta to mielenie nogami w miejscu. Co gorsza, pod śniegiem jest lód - więc stopki na kijkach ślizgają się nie dając pewnego podparcia, zdejmuję je - ale tu niespodzianka. Spieki wolframowe, są ostre i twarde, bez problemu przebijają cienką warstewkę lodu i kijek zagłębia się w podłożu, trzeba go wyszarpywać przy użyciu sporej siły i ze sporą stratą czasu, tak źle i tak niedobrze - co kilkadziesiąt metrów zdejmuje lub zakładam stopki, tak by dostosować się do warunków nawierzchniowych - to jedyna metoda, ale skuteczna, co prawda wymaga robienia przerw, ale nie wybija z rytmu przy każdym kroku.
Znów było zejście, Kolonię Łękawicę, zostawiłem z tyłu i wkraczam znów do lasku. Jakiś tuman, testował tu na strumyku swoją terenówę, więc rozjeździł bród - co gorsza jest on teraz skryty pod lodem i doprawdy nie wiem gdzie postawić nogę. sonduje przeprawę wolframem - działa - łub jest na tyle silny że dźwiga mnie bez problemu - zresztą tu zawsze jest bardzo zimno - nawet wiosną, gdy na pobliskich stokach już w najlepsze kwitną zawilce i szczawiki tu na strumyku wciąż jeszcze jest lód.
I znów na górce - jakoś wylazłem, ale mięśnie na pośladkach bolą mniej jakby po ataku rozochoconej watahy kolesi Biedronia.
Tarnów wita.
A nad Zawadą zaczynają się zbierać śniegowe chmury - najwyższa pora stąd spadać - tym bardziej ze zostało mi 20 minut.
Schodzę, starym szlakiem miejscowych działkowców. Po chwili jestem na Harcerskiej - tu ju z łatwo - tyle ze zmęczenie nie pozwala przyśpieszyć. W domu tyle czasu by szybko zdjąć przemoczone spodnie i buty, dopalić w piecu, zjeść (harcerskie danie - ryż, kiełbasa smażona w plasterkach z mrożonymi warzywami) i jechać po dzieciaki - na szczęście w pracy spokój.
Ps. "skruszona" Aura skręca się pod moimi nogami, udając że wcale nie specjalnie poszła na boki...
Route 2 423 916 - powered by www.bikemap.net
4 comments:
ho-ho, kolega z przewyższeniami nawet trasę zapodał :)bardzo zacny spacer a i widoki piękne :)
zacny - czasami śmieszą mnie co nieco ziomale moi, opowiadający o trudnościach tras w Gorcach, czy na Magurze, podczas gdy pod nosem mamy kilka szlaków nic tamtym nie ustępujących.
A przewyższenia, to oczywiście zasługa Nomada. Jak dla mnie opanowanie obsługi skryptów na necie jest stosunkowo ciężkim wyzwaniem.
hmm, to są jakieś trudne szlaki w Gorcach? tak się pytam tylko ;P
Jak dla kogo - ale sama wiesz że trochę podejść tam jest. Z drugiej strony nie chodziło im chyba o trudności techniczne - ale po prostu o ilość potu wylanego na danym szlaku.
Post a Comment