Monday, September 26, 2016

Rowerowy spacer szlakiem zachodzacego słońca

Ani miało być daleko, ani ciężko - ot spacer, głównie po to by Marzenkę zachęcić do wspólnych wyjazdów, gdyż nasłuchawszy się o moich trasach, szlakach, przeprawach i przygodach, wątpiła bym był w stanie zabrać ich na spokojny, bezpieczny przejazd. Ale byłem...

Poza Mostkiem Wszystkich Świętych (jak ktoś przez niego pierwszy raz przechodzi, to Wszystkich Świętych wzywa) trasę tak rozplanowałem, by ani się nie zmęczyć, ani nie znudzić, tak... w sam raz!



Cały dzień jakieś zajęcia, ale szkoda by marnować takie piękne popołudnie.

 Ul. Harcerska na północnych zboczach Góry św. Marcina

 Park biegowy - największym jego plusem, jest to że bydło przestało tu wjeżdżać samochodami i śmiecić. A przyjeżdżali różni; grillownicy (zostawały sterty śmieci) i psiarze (głownie torebki po "papu dla pieśka" i chusteczki którymi pańcie wycierały sobie raczki a potem ciskały je na ziemię...), najmniej śmiecili ćpuny, czasami została jakaś popękana fifka lub torebeczka po dopalaczu...   
teraz jest monitoring i ... śmieci nie ma. 

Aura oczywiście z nami - na takie spacery mogę ją zabierać, poradzi sobie, dłuższych nie wytrzyma.

 I jesteśmy na Ładnej, Marzenka ani chłopcy nie chcieli na kawę do Taurona, a ja nie naciskałem. Za to mamy piękne widoki choćby na "Marcinke" (z prawej, ze słabo widocznym masztem) 

 A także przepiękne niebo, nad południowymi kresami Tarnowa.

 Iryzacja 

 A i niebo pokazało fucka komuś przybywającemu ze wschodu, nam nie bo to widok z boku.
 
 A na koniec zachód słońca nad tarnowską Katedrą. 

I w sumie tyle, wiele zdjęć nie robiłem, bo musiałem pilnować grupy i psa (psa najmniej, jest nawykła do wędrówek ze mną i świetnie pilnuje się sama, trzeba tylko odpowiednio wcześnie wskazać jej kierunek, żeby nie błądziła i zawracała niepotrzebnie) .

przy okazji zwiedziliśmy "osiedle nauczycielskie" i zaplecze Gumnisk (taka podmiejska wieś, a teraz dzielnica - tam się urodziłem). I pokazałem rodzinie dom "całkiem taki jak dziadków" i w ogóle miło było - a na koniec jeszcze w podmiejskim sklepiku (kocham klimaty podmiejskich sklepików - raz że jest tam "szwarc mydło i powidło" a dwa że człowiek nieraz trafi na coś naprawdę pysznego, czego próżno szukać w tępo i schematycznie zaopatrywanych sieciówkach). 
A potem już do domku. 
Bo zrobiło się ciemnawo...I na pewno wilki już schodzą od Szynwałdu - jak powiedziałem Marzence.

8 comments:

Woman From Forest said...

Uwielbiam wycieczki rowerowe ;)

makroman said...

Witaj - bo rower eliminuje nasze ograniczenia (szybkość marszu, zmęczenie grzbietu dźwigającego plecak itp.) samemu nie ograniczając naszej wolności w kontakcie ze światem jak to czyni stalowo szklana puszka samochodu. Trudno nie lubić wycieczek rowerowych, zwłaszcza jak się ma ze sobą przewodnika który potrafi to i owo opowiedzieć o mijanych miejscach.

Nomad said...

Pies tak przebiegł bez problemu te 14 km?

makroman said...

jechaliśmy wolno, a dystans w okolicach 20 km to dla niej nie jest wyczyn - miała przy mnie niezłą zaprawę. Rzecz jasna, nie zabieram jej "na rower" przy dużym upale, wtedy pozostają rajdy po lasach.

Ania said...

Wycieczki rowerowe nie dla mnie, ale relację obejrzałam z przyjemnością. Tak się romantycznie zrobiło od tych zachodów słońca i innych niebiańskich efektów.

ikroopka said...

Tereny mi bliskie, zwlaszcza we wspomnieniach z dziecinstwa, az pozazdroscilam, zwlaszcza ze ostatnio rower sprezentowalam synowej, a sama albo autem, albo per pedes... :)

Wiesław Zięba said...

Jak widać na załączonych fotografiach, wycieczka udana bo i miny zadowolone. Trochę zdjęć też Ci się udało zrobić. Pozdrowienia dla członków Twojej rodziny.

makroman said...

Ikrookpko - w planach mam zaciągnąć ich nieco dalej, tak by zrobić pętlę od Ładnej do Skrzyszowa tym jarem co prowadzi do kościoła - ale muszę szacować ich siły i czas.

Wiesławie - o tak, byli zmęczeni ale zadowoleni... i tak być powinno. Pozdrowienia przekażę - i przyjm wzajemne.