Tuesday, May 2, 2017

Pasierbiec - historia

Jest końcówka XVIIIw. W Europie to krwawy czas. Rozpętana przez Jakobinów Wielka Rewolucja kosztowała życie setek tysięcy ludzi, w tym samych rewolucjonistów (że też nie można było od tego zacząć?), ścięto lub zgładzono w inny sposób także kilka koronowanych głów, a tego już pozostali "namaszczeni" przyjąć do wiadomości nie mogli.  O ile sam Napoleon był by dla nich do zaakceptowania, o tyle jego rewolucyjne hasła już nie, nie mogli też zaakceptować całej historii dojścia tego człowieka na szczyt. Musiał być zniszczony, koszty nie grały roli.

 

Południowe tereny Rzeczypospolitej dostały się w wyniku działań zaprzańców i głupców (tak to jest jak się ma obcych władców ponad swoim... taka przestroga dla wyznawców "demokracji" i UE ) pod władanie Austrii - a Cesarstwo Habsburgów prowadziło w tym czasie wojnę z Napoleonem, z którym miało zatargi tak "zasadnicze" jak i osobiste.

 

Jednocześnie Austriacy nader często dostawali od Francuzów łupnia, zatem rekrut był potrzebny. Sięgnął zatem Cesarz po  swych nowych poddanych, Polaków i tak do armii Austriackiej trafił dwudziestosiedmioletni Jan Matras. Jako tako przeszkolony, odziany w mundur, przydzielony do austriackiego pułku trafia na wojnę. W 1793 roku dochodzi do bitwy pod Rastatt, zapewne była to potyczka, bo wielkie monografie epopei napoleońskiej o niej milczą, ale dla młodego człowieka z Polski który omal w niej nie zginął zapewne była to największa bitwa świata. Bowiem Jan Matras został podczas starcia ciężko ranny - koledzy myśleli że już nie żyje i zostawili go na polu bitwy, moim zdaniem na co wskazują dalsze losy naszego bohatera była to jednak nie tyle rana co ciążka kontuzja która zaskutkowała utratą świadomości, stąd potraktowanie go jako martwego. Być może oberwał podczas ostrzału artyleryjskiego pola bitwy? W każdym razie jego bohaterscy koledzy dali nogę przed konnicą Francuzów a  on sam odzyskawszy świadomość był pewien że za chwilę  zostanie stratowany. Ponieważ nie mógł się ruszać, pozostały mu tylko modlitwy i oto podczas próśb wznoszonych do Maryi, odkrył że otacza go jakby postać, a żaden koń nie stąpa w jego pobliżu, wszystkie przeskakują albo obiegają go bokiem. Solennie obiecał że jeśli przeżyje to wybuduje dla Najświętszej Panienki kapliczkę.

Po ćwierci wieku z okładem dotrzymał słowa. Powstała maleńka kapliczka, z jakimś bardzo ludowym, dalekim od  sztuki obrazem Maryi zakupionym gdzieś w okolicach Gorlic (na moje oczęta, wpływy łemkowskie są bardzo widoczne).


I w zasadzie na tym powinno się skończyć, tu na Pogórzu czy w Beskidach są setki takich kapliczek, w skali całego kraju tysiące.   A jednak!


A jednak w tej było coś szczególnego - ktoś chciał się w niej modlić, ktoś zapragnął by powstała tam parafia, nie było żadnego odgórnego działania, wszystko wyszło samo od siebie, naturalnie - przychodzili ludzie, zanosili prośby, Matka dawała pomoc, czasami tylko siłę do znoszenia nieszczęść, ale ludzie przybywali.  Przybywali, modlili się, zaczynało brakować miejsca, do kamiennej kapliczki dobudowano drewniane ściany, potem i je rozbudowano do rozmiarów małego kościoła, potem i ten kościółek powiększono - zmiany widać na budowli.


 Tak powstało sanktuarium. I to gdzie ? Pasierbiec - bez obrazy - to zad..ie! Zad..ie totalne. Przez gros czasu nawet nie prowadziła tu żadna porządna droga! A jednak... Na moje oko samo powstanie tu sanktuarium zakrawa na cud porównywalny z ocaleniem Jana Matrasa...


Ale sanktuarium jest i jest jednym z najbardziej malowniczo położonych sanktuariów (o ile nie numerem pierwszym pod tym względem) w Polsce.

Choć są tacy, co wolą by im "horyzontu nic nie przesłaniało" ...



Ps. Do Pasierbca wrócimy bo miejsce wymaga co najmniej 3 postów.

















11 comments:

♥ Łucja-Maria ♥ said...

Historia bardzo interesująca. Wioska zabita dechami? To dla mnie nie jest takie ważne skoro jest to przepiękne miejsce z cudownymi krajobrazami. Ileż to jest takich historii jak ta, Jana Matrasa. Bardzo podobna do historii Tomasza Kłossowskiego, który w 1813 roku brał udział w bitwie narodów pod Lipskiem. Po wielu latach w lasie grąblińskim, w małej kapliczce na sośnie umieścił obraz.
Pozdrawiam:)

Kris Beskidzki said...

Jak się okazuje, że wszystko gdzieś ma swój początek, a czasami nawet ciekawą historię :)
Tamte rejony mają przebogatą przeszłość :)
Pozdrawiam 😀

Stopa w stopę said...

Ciekawa historia, zwłaszcza dzieje kapliczki. Prawdziwa perełka!

Stopa w stopę said...

Ciekawa historia, zwłaszcza dzieje samej kapliczki - prawdziwa perełka.

Kasia Skóra said...

Interesująca historia i bardzo malownicza okolica:) Tylko nie kojarzymy gdzie to dokładnie jest :)

Kasia Skóra said...

Dla nas jako miłośników krzyży przydroznych i kapliczek to bardzo interesująca historia i miejsce ! :) Dziękujemy :)

makroman said...

Łucjo - w rzeczy samej, choć o Kłossowskim nie słyszałem. Masz u siebie na blogu?

Krisie - zgadza się początek musi być, końca czasami nie widać ;-) Racja, to bogate w historię tereny.

Stopo - a i tak opisałem je bardzo skrótowo. Na stronach Pasierbca są szersze historie.

Kasiu i Kamilu - otwórzcie mapy wuja Gugla znajdźcie Rożnowice, a potem przesuwajcie ją na zachód, miniecie rozlewisko zalewu Rożnowskiego i wkrótce traficie wprost na Pasierbiec. Możecie też od Limanowej poszukać ciut na północ.
W Wyspowym jak i u nas na Pogórzu jest takich miejsc mnóstwo.

Ania said...

No, proszę. Trochę się człowiek zagapi - i już nowa historia. Dobrze opowiedziana.
Jedno mnie zastanawia - obiecywał, ale z realizacją obietnicy się nie spieszył. Taki to ludzki zapał.

makroman said...

Aniu - tu straszna bieda była, dopiero za Franciszka Józefa zrobiło się bogaciej. Fundator postawił kapliczkę dopiero gdy stare gospodarstwo zostawił synowi, a sobie kupił nowe w Pasierbcu.

♥ Łucja-Maria ♥ said...

Nie mam na blogu. Zdjęcia mam w archiwum jak tysiące innych.
Pozdrawiam:)

makroman said...

No to mi podałaś Łucjo kolejna lokacje do pielgrzymko wypadu ;-)