Wreszcie się udało - wyjazd planowany od pół roku, był kilkukrotnie przekładany w ciągu dwóch ostatnich miesięcy. Powodu najróżniejsze - a to remont kuchni, a to usterka tłumika w samochodzie, a to załamanie pogody a to ... et caetera - ale w końcu jedziemy i tylko to się liczy.
Trasa znana doskonale, Z Tarnowa, przez Tuchów, Ciężkowice, Grybów w kierunku Krynicy, ale odbijamy jeszcze przed nią i w Hucie skrętem w prawo skracamy sobie drogę do Tylicza - ładny mi skrót...po prawdzie widoki iście pocztówkowe, ale za to nawierzchnia, budzi zdumienie nawet jak na polskie warunki, nic to zawracać juz nie będziemy, zbyt blisko celu.
Już w samym Tyliczu mamy pewien problem, bo lokal
Marzenka oporządza dzieci, ja robie kawę i pakuje co potrzebne. Razem sprawdzamy czy nic nie zostało pominięte i w drogę do Bardejowa!
Na granicy Słowacki policjant ma problemy, gdyż nie pasuje mu miejsce mojego zameldowania, dopiero nasi WOPisci uświadamiają mu że może i Słowacja ma drogi lepsze od naszych, ale słowaccy urzędnicy i funkcjonariusze mentalność mają wciąż jeszcze socjalistyczną! Niechętnie, ale nas przepuszcza. Po drodze...znów jesteśmy w Tarnovie ;-), ciut to inny Tarnov, ale zawsze...Szkoda że nie ma jak zrobić zdjęcia, bo Słowacy nie wymyślili czegoś takiego jak "pobocze" i nie ma sposobu by zatrzymać samochód.
po drodze jeszcze jakiś pomniczek ku czci "wyzwolicieli", nie zwrócił bym uwagi ale Mikołajek jest na etapie wszelkich dział, armat itp...niech się ucieszy.
No comments:
Post a Comment