Gry zaczynają się od 11 i potrwać mają do 14, mam więc trzy godziny na łazęgę, pewnie nieco dłużej, ale nie ma co wchodzić na margines - lepiej poczekać na dziecko, niżby ono miało denerwować się czekając na mnie.
Te tereny to był matecznik partyzantki. z rzadka wówczas zasiedlone, lesiste, pagórowate z paryjami, dające tysiączne możliwości ukrycia się. To nie tak, że Niemcy bali się lasów, bo nie wiedzieli co ich tam może spotkać, paniczyki z miast pewnie tak, ale było też wielu Niemców ze wsi, z lasów i oni bali się bo doskonale wiedzieli co ich tam może spotkać - wychowani w takim krajobrazie, umieli wyobrazić sobie co sami by robili walcząc o swoją ziemię i nie mieli ochoty sprawdzać czy Polacy wpadną na te same pomysły. Nie mogąc zwyciężyć w uczciwej walce,Niemcy posuwali się do aktów terroru wobec ludności miejscowej.
Przydrożna mogiła (tak, tak! Nie na cmentarzu, ale przy drodze- na wieczyste świadectwo) Józefa Włodarskiego który zginął za ojczyznę - niestety nie znam szczegółów i okoliczności, ale jak się dowiem, to na pewno do mogiły powrócimy.
Dziwny ten rok - dziewiąty listopada a pszeniec gajowy kwitnie w najlepsze. Do roślinki zresztą też powrócę, ale w blogu przyrodniczym - bo to dość ciekawe ziółko ;-)
- "Panie o co un taki pikny, co by mu zdjencia trzabało robić?". Pyta zaniepokojony tubylec, nie dziw, na tych szlakach ruch jest bardzo mały.
- A juści - odpowiadam - kawał psa, nie to co moja przybłęda (wskazuję na Aurę).
Miejscowy się uspokaja - głupi nie jest, skoro "turysta" sam prawo łamie (bo z psem bez smyczy), to donosu nie złoży. Znaczy jak by chciał to by złożył (bo ma zdjęcia), ale psu się krzywda nie dzieje, a owczarki to faktycznie psy które lepiej trzymać na uwięzi, bo głowy za to że krzywdy komu nie zrobią nikt nie da.
W każdym razie mogę pokazać tradycyjne tutejsze obejście,absolutnie charakterystyczne dla tych terenów ("te tereny" - to tak mniej więcej 1/6 Polski)
Napis na pomniku:
""W tym miejscu w dniu 17 VIII 1944 r. żołnierze I Batalionu 5 Pułku Strzelców Podhalańskich AK odnieśli zwycięstwo nad oddziałem tarnowskiego gestapo"
Trwa wycinka drzew,las huczy od odgłosu pił, harata się drzewo na opał i przyszłe budowy- nie lubię wycinek - wiem że są konieczne, ale... nie lubię. Dodatkowo utrudniają przemieszczanie się, gdyż ciężki sprzęt rozjeździł leśne dróżki na młakę, porobił koleiny sięgające powyżej kolan i trzeba uważać aby nie wleźć na coś przy i po drodze pozostawionego.
Gilowa Góra - tu także dotarły wozy, ale to lekki zaprzęg, konny, ten dróżek tak bardzo nie niszczy.
Pozwalam sobie wykorzystać go jako element autoportretu.
O pajączki też jeszcze nie posnęły - dziwny ten rok.
Powracam do szosy, przechodzę na drugą stronę i idę w kierunku Wysokiego Ostu, tu też trwa wyrąb, ale powoli pozostawiam odgłosy za sobą.
Życie kwitnie
Mrówki wciąż jeszcze aktywne. Choć uspałe nieco, ale aktywne.
W środku lasu, na szlaku dopadły mnie wampy!!!!!
Niestety nie te prawdziwe, ale badziewne porno pisemka - nie wiem skąd tutaj, ale pewnie jakiś drwal dawno kobiety nie widział i chciał sobie jakoś powetować... jego estetyka.
Punkt węzłowy 141 - tam w ranczu "Paryja" co roku odbywają się zawody w "zjeżdżaniu na bele cym do paryi". Polecam.bo to fajna impreza. Ja wracam szlakiem niebieskich kółek, potem odbiję do Jonin.
Za tymi drzewami już droga do Ryglic, tu odbijam.
Powracam, do miejsc zamieszkanych przez człowieka, znów wzbudzam lekkie zainteresowanie - w końcu facet z kijkami to tu nie jest codzienność.
Aura zadziwia mnie kolejny raz. Zasapany podejściem, omal nie ominąłem ścieżki prowadzącej do szkoły w Joninach - zabłądzić bym nie zabłądził - doszedłbym do "asfaltówki" i zszedł do centrum wsi - tylko po co? A tak to wierne psisko, odnalazło miejsce skąd wyruszyliśmy. W samochodzie dostaje 1/3 Horalki (ja ważę pięć razy więcej więc powinna dostać 1/5, ale trudno, przyjacielowi się nie odmawia).Dopijam kawę z termosu, jej leję do miski wody, zamykam ją w aucie,poprawiam ubranie i idę zobaczyć końcówkę turnieju.
2 comments:
Zawstydzasz mnie - znam Jamną, Majdan, Mogiłę, Żebraczkę, Polichty, Suchą Górę, a Brzanki i Liwocza niestety nie. Czas nadrobić. Bardzo fajny post - szczególnie spotkanie z dziadkiem chociaż co do zapisu podgórskiej gwary to bym się spierał. Raczej nie "pikny" ale "piekny" i "trza beło" zamiast "trzabało" ale pewnie każdy trochę inaczej słyszy (tyle, że ja tej gwary jako kilkunastolatek jeszcze używałem)
Najpiękniejszy jest Liwocz widziany od zachodu w czasie zachodu słońca.
Sam planuję od dłuższego czasu przejście całego Pasma; Od Liwocza do Golanki. Ale to wyprawa na cały dzień.
Co do gwary to masz rację, faktycznie zbytnio osłuchany jestem w tej autobusowej - do pracy dojeżdżam autobusem jadącym od Rzepienników - a to siłą rzeczy nieco inaczej słychać niż w innych warunkach, ale ucho się przyzwyczaja, mózg sobie konotuje określone dźwięki i potem taki a nie inny zapis. Ja się starałem mówić gwara podczas pobytów u rodziny w Łowczówku, ale dorośli strasznie to tępili - dla nich dowodem "awansu społecznego" było nie mówić gwarą.
Post a Comment