Bochotnica, to także stara siedziba rycerska a za sprawą Katarzyny z Zbąskich Oleśnickiej ponoć raubritterów. Podobno dama ta waleczna wielce i zacietrzewiona niemało miała w zwyczaju kupców łupić tudzież dwory i siedziby okoliczne najeżdżać. Wyobraźnia podsuwa widok seksownej laski z mieczem, w kolczudze wyposażonej w zmysłowy dekolt, w wysokich butach na obcasie itp. z hollywoodzkich produkcji zaczerpnięte obrazy. W rzeczywistości pewnie była zwykłą matroną, skłóconą z okoliczną szlachtą która rekwirowała (w/g ówczesnego zwyczaju, należne jej po prawie lub prawem kaduka - to zależy od punktu widzenia) to i owo. Po prawdzie wiele na ten temat nie wiemy, ale trudno mniemać o kryminalnych dokonaniach jejmości, gdyż syn jej Jan Oleśnicki do znacznych doszedł zaszczytów, co raczej trudno uznać za dowód królewskiej niełaski, a przecież raubritterów się wieszało (no ścinało, tych z możniejszych rodów) a nie nagradzało promowaniem potomstwa, do godności tak znacznych jak starostwo czy wojewodzenie. Jak było, tak było, a pomarzyć miło...
Obecnie ze świetności zamku zostały jedynie ułomki z szyderczym uśmiechem - a swoją drogą z kogo, czego, lub na myśl o czym?
Droga do ruin, wiedzie szlakiem niezbyt przyjaznym - pomijając niesamowite ilości komarów, jest błotniście, zarośliście, mokrzyście i ślisko. Poza tym oznaczenie kiepskie.
Ale trafiłem - z Kazimierza prowadzi szlak spacerowy - pewnie lepiej wydeptany. Po drodze tablica pamiątkowa "Krwawej środy"
Spoza gęstego sklepienia drzew przebłyskiwać poczynają fragmenty murów.
Coraz większe fragmenty... i widać ów szyderczy uśmiech
wersja "mroczna"
wersja "słoneczna"
1 comment:
Ach ten polskie ruiny... Zapomniane.
Post a Comment