Wstukuje lokalizacje w nawigacje, niby sobota, ale mimo wszystko obawiam się ruchu i błądzenia po mieście, bądź co bądź sporym. Nawet słusznie czynie, bo w Radomiu króluje na ulicach delikatnie mówiąc... nie nazbyt wysoki poziom kultury, wyrozumiałości i .... rozumu. Czy to "W" na rejestracjach tak oddziałuje czy inne czynniki, dość że tylko jeden kierowca zachował się prawidłowo na rondzie! Na szczęście myślałem o tym jak unikać kontaktu z wariatami, a nie o tym gdzie mam jechać.
Dojeżdżamy na miejsce - atmosfera jak z ... małej pogrążonej w marazmie pipidówy. Pustawe uliczki, jeden sklep o wymownej nazwie "Kacuś", odremontowane i wyeksponowane (zapewne za pieniądze UE) resztki dawnej świetności. Nawet nie było gdzie kupić kartki pocztowej, o rzeczy tak trywialnej jak toytoyka można było pomarzyć.
Sam układ ulic, dojazd i okolica zamku skojarzyła mi się z Kętrzynem i Bielskiem-Białą... zaiste dziwne, ale tak się skojarzyło, może Freud, czy Young by to rozeznali i znaleźli jakieś psychoracjonalne wytłumaczenie?
W praktyce obejrzeć można mury, tablice informacyjne, makietę i zarysy umocnień.
Zarysy umocnień i murów miejskich.
Najprawdopodobniej niewiele mające wspólnego z autentykami, poza miejscem posadowienia.
Inna sprawa że teren opisany solidnie i rzeczowo, sporo się można dowiedzieć, choćby czytając te tablice... w domu, ze zdjęć ;-)
Rzut oka w kierunku radomskiej Fary.
O i już zamek - znaczy to w co go przebudowano, fakt potwierdzony stosownymi tabliczkami na murach.
Zakładam ze kamienna podmurówka to relikty zamku zbudowanego przez Kazimierza Wielkiego (znaczy na jego polecenie, bo sam pewnie się łopaty ni kielni nie tykał).
A to już pamiątka podpisania w tym miejscu Unii Wileńsko-Radomskiej
W skrócie chodzi o to że dygnitarze polscy, zebrali się w Radomiu, możnowładcy litewscy w Wilnie - oraz że jedni i drudzy podpisali kontynuację umów zawartych kilkanaście lat wcześniej w Krewie czyli Pierwszej Unii polsko - Litewskiej.
Kościół Farny św. Jana Chrzciciela, ładny, średniowieczny gotycki kościół o ciekawej bryle z widoczna dobudowaną barokowa kaplicą.
Wymarłe ulice...
Wymarły rynek - pomijam tych dwóch napromieniowanych... być może zresztą już w stadium zombifikacji...
Wracamy do naszej "łodzi podwodnej" - tyle że Komandor Towers, Moirę zostawił, ja Marzenki nigdy...
Makiety zamku - trzeba przyznać...
hic transit gloria mundi...
choć bycie plebanią to mimo wszystko lepszy los niż bycie magazynem albo niebycie w ogóle!
A tu koncentruje się życie okolicy...
doprawdy - na Ostatnim Brzegu było tego życia chyba więcej...
5 comments:
Psychoracjonalizm? Jest dla nas ratunek :D
Jednym słowem - wyprawa w niebyt.
Zwykle bywałam w Radomiu w dni powszednie - całkiem ruchliwe miasto się wydawało. a tu taka senność. No, no.
Stopo - coś w ten deseń ;-)
Aniu - bo Radom był ruchliwy do przesady, ale nie tam gdzie jego serce, na starym mieście, ale w okolicach galerii.
Nie przypuszczałam, że Radom taki cichy. Wymarły, jak napisałeś.
Julo - cały nie, ale tam gdzie byłem wymarły...
Post a Comment